Trzeci sezon Jackie jest doskonały. Akcja pędzi na łeb na szyję, zmierzając nieuchronnie ku Straszliwej Katastrofie. Katastrofie, przez którą wszystko się wyda, pościele się trup i nie będzie czego zbierać. Bohaterowie, których lubimy – migoczą drobnostkami, za które ich pokochaliśmy: Cooper i jego fejsbukowy ślub, Zoe blogująca
o przyjaźni lekarzy i pielęgniarek czy Pani Dyrektor walcząca o wizytę Pierwszej Damy i figury świętych zabrane ze szpitalnej kaplicy. Wszystko wiruje i wibruje wspaniałą serialową przewidywalnością, skąpaną w pogłębiającym się dążeniu do upadku i całkowitego rozbicia. Brak tu smętnego mroku, pojawiającego się momentami w 2 sezonie. Mimo zaciskającej się pętli (pogłębiająca się przyjaźń Kevina i Eddiego, badania pracowników na okoliczność narkotyków czy śmierć dealera) Jackie daje sobie radę, aby w finale już w pełni wrócić do sił. Aż strach pomyśleć, co będzie w 4 serii – już zapowiedzianej przez Showtime.Dziś krótko i enigmatycznie, ale, wyjątkowo, nie chcę spoilerować :)
Przeczytałam pani artykuł w "Zadrze" dotyczący serialu "Mad men". Chciałabym, żeby pani wypowiedziała się kiedyś na temat serialu "Sex and the city": jak odbiera pani ten serial właśnie z feministycznego punktu widzenia. Jeżeli oczywiście realizuje pani tego typu życzenia czytelników :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo mi miło i witam Panią na blogu :) wprawdzie o SATC już swego czasu pisałam, ale chętnie spojrzę na ten tytuł ponownie, bo wciąż pozostaje w czołówce moich ulubionych. W najbliższym czasie postaram uzupełnić blog o nieco bardziej feministyczne tematy. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń