I znowu wielkie miasto. I znowu
prawnicy. No może nie tak znowu, bo Magda
M. skończyła się już dobrych kilka lat temu. Teraz nową twarzą warszawskiej
adwokatury jest trzydziestokilkuletnia Agata Przybysz. Od niedawna singielka. W
wyniku niefortunnego romansu, zostaje oskarżona o malwersacje finansowe, przez
co musi sprzedać mieszkanie (wartość ok. 800tys.), samochód i zlikwidować
lokatę. Wszystko po to, aby spłacić wierzyciela i uniknąć sądu dyscyplinarnego. W tym czasie zły-były szef obdzwania całą Warszawę, aby Agata nie mogła
znaleźć pracy, zatem dziewczyna, wraz z dwójką, znajomych zakłada własną kancelarię. I wtedy
wszystko się zaczyna.
Początek serialu całkiem niezły,
jednak pewna myśl nie dawała mi spokoju. Jak można łatwo policzyć bohaterka
musiała być w posiadaniu (majątku ruchomym i nieruchomym) ok. 900tysięcy
złotych, zatem zakładając, że pracuje (max.) 10lat, musiałaby odkładać
miesięcznie 7,5tys.zł. W związku z tym, aby się utrzymać w Warszawie powinna
zarabiać, przez cały czas trwania kariery, przynajmniej 10tys. na rękę.
Opuściwszy korporację, zakłada własną kancelarię i reprezentuje klientów w
sądzie, zatem musiała również ukończyć aplikację i zdać egzamin adwokacki, więc
pełnię zawodowych możliwości uzyskała w wieku lat ok. 28. Z niewielkiego
researchu prawniczego i własnego doświadczenia korporacyjnego (choć nie w tej
samej branży) wynika mi jasny wniosek, że wynagrodzenia wyżej wspomniane są niestety
niezbyt zabawnym żartem z widza.
Wracając jednak do samego
serialu. Jak miło, że już zostawiliśmy za sobą lebiodowatą Magdę M.! Nową
bohaterkę TVNu cechuje przede wszystkim zaradność i dzielność. Kiedy Agata
dowiaduje się, w jak dużych jest tarapatach – nie załamuje się. Roni kilka łez,
ale przede wszystkim zaczyna działać. Sprzedaje mieszkanie, wynajmuje nowe, do
którego przeprowadza się w parę chwil. Błyskawicznie decyduje się na otwarcie
własnej kancelarii.
Agata jest bardzo praktyczna –
nosi oszałamiająco wysokie szpilki, ale w biurze kancelarii czasem chyba siedzi
na bosaka, bo buty lądują na biurku. Zmienia je także do jazdy autem. Potrafi
nawet otworzyć maskę samochodu i zmajstrować tam coś, co sprawi, że niedziałający
pojazd ruszy (?). Bohaterka jest tak dzielna, że
zamiast wynająć ekipę remontową (brak funduszy), sama zakłada dżinsy i podkoszulek
i maluje ściany kancelarii. A to już jest heroizm wyższego rzędu. Od razu wiemy
także, że Przybysz nie jest jakąś zadufaną w sobie prawniczką o wiecznie
upudrowanym nosie, ale dziewczyną z krwi i kości – konkretną, gotową do
realizacji celu. Dziewczyną na schwał.
Jak łatwo się domyślić kancelaria
trójki bohaterów (Agata, jej przyjaciółka i jej znajomy) dość szybko zyskuje
popularność, a przynajmniej nie ma problemów z klientami. Co chwilę ktoś nowy
potrzebuje pomocy. A to ojciec pozbawiony praw rodzicielskich, a to mobbingowana
dziennikarka, oszukany scenarzysta czy zabójczyni męża. Agata zawsze jest gotowa
do walki. Popełnia błędy proceduralne, podkrada togę starszemu adwokatowi przed
pierwszą sprawą w sądzie, ale nic nie przeszkadza jej w wygrywaniu zleconych
jej zadań. Jest prawdziwą gwiazdą palestry.
Na tle ostatnich wyczynów
serialowych TVNu: patriarchalnych telenoweli, nieudanych Naznaczonego i Twarzą w twarz
czy nieznośnie kolorowego Przepisu na życie,
Prawo Agaty zdaje się być znośną
wariacją na temat życia młodej warszawskiej prawniczki. Bardzo mnie cieszy
zerwanie z optyką kopciuszka wiecznie czekającego na księcia. Wątek romansowy w
Prawie… na razie właściwie nie
istnieje – oczywiście, możemy się domyślać, co się wydarzy, ale jak na razie
bohaterką jest sama Agata, a nie romans Agaty i Kogoś. To duża zmiana. Jak
pamiętamy, życie Magdy Miłowicz de facto sprowadzało się do czekania na
ukochanego, rozmów o ukochanym lub płakania za ukochanym. Dziarskiej Agacie nie takie głupoty w głowie.
Oczywiście, że jest tu też (jak
zawsze) cała masa bzdur wpieranych widzowi. Wspomniana na samym
początku sytuacja finansowa bohaterki. Poza tym prawnik to właściwie taki Zorro
czekający na okazję, aby kogoś uratować.
Klienci sami spadają z nieba i nigdy ich nie brakuje. Środowisko prawnicze jest
wyluzowane, energetyczne i bardzo f-a-j-n-e. Może z wyjątkiem Złej Pani
Prokurator. Poza tym usłyszymy w Prawie Agaty
dużo znanych piosenek i ulubioną przez twórców TVN strukturę teledysku, czyli
(pod koniec każdego odcinka) rozlega się przejmująca (trochę wesoła, lecz nieco
rzewna) piosenka, a na ekranie pojawiają się kolejno wszyscy bohaterowie odcinka.
Bardzo poetyckie podsumowanie.
Mimo kiczowatej
pretensjonalności, naiwności i TVNowskiej estetyki serial ogląda się całkiem nieźle.
Spora w tym zasługa Agnieszki Dygant, Darii Widawskiej i Leszka Lichoty, którzy
tworzą udane i różnorodne trio bohaterów. Kancelaria prawna zdaje się być
wymarzonym miejscem pracy, a świat jest przyjazny i pomimo trudności, można się
w nim jakoś osadzić. Sama się sobie dziwię, ale to naprawdę całkiem przyjemny,
wiosenny serial. Albo mój umysł ostatecznie zgnuśniał po zimie i poszukuje
optymizmu, gdzie tylko może :)
Rzeczywiście Prawo Agaty nieco odchodzi od sztandarowych wątków podejmowanych w TVNowskich serialach. Oś fabularna nie jest oparta na wielkiej miłości napotykającej liczne przeszkody ze strony złych byłych (Majka, Prosto w serce) albo wręcz nieprawdopodobnej towarzyskiej atrakcyjności rozwódki z dwójką dzieci- ok. półrocznym synem i podchodzącą pod dwudziestkę córkę (w rzeczywistości między aktorkami jest 12 lat różnicy), która zdążyła skończyć medycynę, pracować w korporacji farmaceutycznej urodzić wspomnianą dwójkę dzieci i jeszcze się nie zestarzeć i o którą ubiegają się kolejno motocyklista o chłopięcej urodzie i niezawiązanych butach (bodajże architekt), uznany, rozchwytywany i zdecydowany kucharz, czasem niedopieszczony były mąż przeciętny ale jednak LEKARZ i wreszcie pokryty atrakcyjną siwizną krytyk kulinarny o wyrazie twarzy dekadenta. W Prawie Agaty kluczowy jest jednak wątek awansu społecznego pokazany zupełnie inaczej niż do tej pory. Bardzo młode kobiety bez perspektyw zawodowych i wykształcenia nagle za protekcją silnych, przystojnych posiadaczy, a nawet latyfundystów (Artur Sagowski) znajdują pracę w schludnych biurach. Teraz prawniczka zjechała do wielkiej Warszawy z prowincjonalnej (?) Bydgoszczy i sama bez pomocy pokonała latach studiów i aplikacji po czym dorobiła się wcale niemałego majątku, którego wskutek podstępu mężczyzny, któremu ufała musi się z dnia na dzień wyzbyć. I po raz kolejny ponownie sama buduje swoją pozycję, karierę i niezależność także finansową. Oczywiście to uproszczony obraz, ale jestem ciekaw jak zostanie to odebrane przez widzów o czym jak to w gospodarce wolnorynkowej poinformują nas niezawodne słupki :)
OdpowiedzUsuńA co do absurdów rzeczywistości, to mnie jeszcze zastanawia taki... może i drobiazg, ale odległość z Warszawy do tej "prowincjonalnej" Bydgoszczy to ponad 300 km, czyli prawie 4 godziny podróży samochodem. A Agata tę odległość pokonuje podejrzanie szybko, przynajmniej ja miałam takie wrażenie przy okazji oglądania kilku odcinków. Ale możliwe, że się czepiam ;)
OdpowiedzUsuńTo bardzo słuszna uwaga :) podobne absurdy przestrzenne można było oglądać w TVN chociażby w, kręconych w Krakowie, "Julii" i "Majce" - tam bohaterki również w mgnieniu oka przemieszczały się nie tylko w obrębie Starego Miasta, ale i dalszych rejonów.
UsuńAgata do Bydgoszczy kursuje, kiedy ma ochotę, nie koliduje jej to także z rozprawami, które przecież zazwyczaj rozpoczynają się w godzinach porannych. Pytanie, czy wstaje o 3 rano, aby dojechać do ojca i wrócić do sądu, czy TVN uważa, że Bydgoszcz to sypialnia Warszawy i jedzie się tam w ciągu kwadransa ;)
I jeszcze w ramach szeroko pojętej konsekwencji - mecenas Janowski raz ma na imię Bartosz, a raz Bartłomiej :)
UsuńCzynności notarialne powierzyliśmy ! Gorąco polecamy.
OdpowiedzUsuń