Przenieśmy się w miejsce, gdzie wszystko jest uporządkowane, a każda pora oznacza inną czynność. Zaplanowaną, której
wykonanie poprzedza stosowne przygotowanie. Witajcie w Downton Abbey.
Słychać dzwoneczek zwiastujący
pobudkę. Potem imbryk parzący kawę. Srebrne tace powoli zapełniają się
porannymi smakołykami – jajkami na miękko, wędlinami, chrupiącym pieczywem. To
wszystko otoczone szelestem spódnic i fartuszków. Właśnie rozpoczyna się poranek
w Downton Abbey. Ogromnym domu rodu Crawley’ów.
Dla kucharek, pokojówek i lokajów
ten poranek rozpoczął się dużo wcześniej. Trzeba przecież posprzątać i
przygotować domostwo nim państwo się obudzą. I wszystko idzie dobrze, spokojnie
i w rytualnie znajomy sposób, aż do pewnego kwietniowego dnia, kiedy przychodzi
wiadomość o śmierci dziedzica Downton. Tak się złożyło, że jaśnie państwo mają
trzy córki – Mary, Edith i Sybil - i tak jak znamy doskonale z powieści Jane
Austen – żadna z sióstr odziedziczyć majątku i tytułu bezpośrednio nie może. I
wtedy pojawia się on – nowy dziedzic, Matthew.
I wcale nie chodzi o to, że jest
nikczemny i niegodny pozyskania rodzinnego majątku. Wbrew obawom okazuje się
odpowiedzialnym, młodym człowiekiem. Ale jego nadejście oznacza początek zmian.
A to właśnie jest najtrudniejsze dla mieszkańców Downton - dostosowanie do nowej sytuacji,
akceptacja zmiany. Życie oparte do tej pory na porządku, regularności i
stabilizacji powolutku zaczyna się sypać. Począwszy od braku dziedzica, przez
wewnętrzne skandale i niesnaski (Mary, Edith), przemiany technologiczne i
emancypację kobiet (elektryczność; spodnie Sybil) i coraz bardziej niespokojną służbę (O’Brian,
Rose), aż do totalnej katastrofy wszystkiego, czyli I wojny światowej ingerującej
w życie Downton we wręcz chirurgiczny sposób.
Obraz przemian społecznych,
grupowych zachowań, obyczajowości, konfrontacji dawnego i nowego świata to
zdecydowanie najznakomitsza strona Downton Abbey. Opowieść, poskładana z wielu
drobnych katastrof, toczy się w oszałamiająco wciągający sposób. Delikatne
gesty, drobne słowa czy subtelności, jak ton głosu, jakim porozumiewają się
bohaterowie przyciąga i wyostrza uwagę widza. Twórcy serialu w znakomity sposób
pokazują delikatne, kawałek po kawałku, odchodzenie tzw. „dawnego świata” - świata porządku, ustalonych reguł, pozycji
i zachowań. Świata, który, „ułatwia” egzystencję, zapewniając człowiekowi stałą
i niezmienną pozycję społeczną.
Kulejącym czasem punktami Downton Abbey są portrety psychologiczne bohaterów. Są niestety
niekonsekwencje, niedociągnięcia, a czasem i zaskakująco ograne uproszczenia. Dlaczego
żona Batesa musiała być aż tak podła i zła – wyjęta wprost z latynoskiej
telenoweli? Podobnie Thomas i O’Brian, choć nie osiągają oni oczywiście tego
poziomu nikczemności i małości. Rozumiem, że opowieść wymaga intryg, ale czy
twórcy nie używają w tych przypadkach zbyt prostych metod? Wielokrotnie
także np. Mary zachowuje się w niekonsekwentny, niezrozumiały sposób, ale
nie będę teraz tego punktować, aby nie spoilerować :)
Downton Abbey ogląda się z wielką niecierpliwością, ciekawością i niczym niezmąconą przyjemnością – Maggie Smith zachwyca, balansując gdzieś na granicy
eleganckiego zmagania z zaskoczeniami nowego świata a zniesmaczeniem ową
rzeczywistością. Hugh Bonneville, Elisabeth McGovern – są wspaniali. Po prostu wspaniali.
Godni, piękni, subtelni. Do tego cała drobiazgowość scenografii, kostiumów,
pieczołowitość odtworzenia rytmu wielkiego domu.
Rozpływam się w tych feeriach
przecudownych kapeluszy, subtelnej acz jadowitej komunikacji między bohaterami,
wyprostowanych plecach, uprzejmości i wiszącej aurze tego, co „wypada” lub
czego „nie godzi się” zrobić. Już za kilkanaście dni premiera 3 sezonu, można
nadrobić zaległości, aby, przy filiżance wytrawnej herbaty, spotkać się ponownie
z dystyngowanymi, acz targanymi niepokojem mieszkańcami Downton Abbey.
A dla wielbicieli i na zachętę dla pozostałych, wspaniała czołówka serialu:
Nadchodzi sezon 4, już 15 września. Osobiście nie mogę się już doczekać!
OdpowiedzUsuń