Taki suchar, że aż zapiekanka.
Młoda pani podkomisarz, Joanna
Majewska (rocznik 1982, samotna matka), zostaje wysłana przez Biuro Spraw
Wewnętrznych ze specjalną misją do Komendy Stołecznej. Celem misji jest
znalezienie omyłek i błędów proceduralnych w działaniach inspektora Marka
Kaszowskiego. Starego policyjnego wyjadacza.
Tak, w telegraficznym skrócie, można opisać fabułę nowego serialu kryminalnego TVP2 - Paradoks. Każdy odcinek poświęcony jest
innej sprawie kryminalnej – niegdyś prowadzonej przez Kaszowskiego – dziś
kontrolowanej i uzupełnianej przez Majewską.
Podkomisarz Majewska podąża
śladami starego policjanta. Z bezkompromisową dokładnością sprawdza dokumenty i
raporty. Joanna jest irytującą
służbistką – kontroluje krok po kroku działania Kaszowskiego, nachodzi dawnych świadków szukając błędów. Dopiero z czasem zaczyna
pojmować, że Kaszowski zawsze działa w imię „dobra” i „sprawiedliwości” – niejednokrotnie
odrzucając przepisy. Inspektor przestrzega „praw boskich’, których Majewska, żyjąc w świecie biurokratycznych powinności, w
ogóle nie pojmuje.
Kaszowski do trwającej
inwigilacji podchodzi ze stoickim spokojem. Z ojcowską wyrozumiałością obserwuje
działania Joanny. Co jakiś czas udaje się jej zdobyć konstruktywne dla rozwoju
spraw informacje. Doprowadza więc do
uniewinnienia mężczyzny oskarżonego o morderstwo żony i córki czy odnalezienia
porwanej nastolatki uznanej za zmarłą. Dochodzimy
zatem do najpiękniejszego wymiaru opowieści, czyli uzupełniającego zjednoczenia
– tego, co nowe ze starym, kobiecego z męskim, doświadczonego z gotowym do
poznawania. Piękne. Dodatkowo, w połowie sezonu dowiadujemy się, że podkomisarz
urodziła się w tym samym roku, co zmarła córka Kaszowskiego. Banał rośnie więc
na banale, a paternalistyczna konstrukcja scenariusza rani na każdym kroku.
Układ: doświadczony policjant i
nowicjusz, to klasyczny wręcz wariant dla bohaterów opowieści kryminalnych. Młody obserwuje
starego, uczy się, aż do momentu, w
którym zaczyna dorównywać mistrzowi i staje się jego partnerem. Niestety w
Paradoksie, układ ten jest eksploatowany w wyjątkowo nietwórczy sposób. Młoda bohaterka idzie
– dosłownie - śladami swojego
mistrza-przeciwnika. Jak się domyślam, cała konstrukcja prowadzi nas do
sytuacji, w której Majewska rzeczywiście dogrzebuje się do sprawy, w której
Kaszowski popełnił błąd. I to będzie moment „wyboru”, czy ważniejszy jest
„człowiek czy paragraf”, którym to hasłem TVP promuje serial.
Wszystko w naszym Paradoksie jest poprawne
i w miarę rzetelnie zrobione. Twórcy wykorzystują sprawdzone
motywy. Jest więc samotny policjant po przejściach, młoda policjantka z
tajemnicą, biurokratyczne zwierzchnictwo, połamany świat i ludzkie koleje
bolesnego losu. Niby sprawdzone, ale nic jednak nie iskrzy. Jest nawet filtr obrazu podczas retrospekcji i kamera z ręki, aby momentami wprowadzić niepokój. Wątki kryminalne są
jednak nieciekawe i nie budzą emocji. Trudno kibicować Majewskiej w jej urzędniczej zapalczywości, więc tym trudniej zaangażować się w przedstawiane wątki kryminalne.
Twórcy serwują ten odgrzewany kotlet w konsekwentnie przewidywalny sposób. Nie ma tu nic chwytającego
widza za gardło – ani postaci głównych bohaterów, ani splot ich spotkania, ani
historie kryminalne. Nie mogę jednak wciąż pojąć, o co chodzi z finałowym deszczem. Napisy końcowe snują się na tle nocy zalewanej przez ulewę.
Nijak się to ma do estetyki całego serialu, bo ani on ciemny ani deszczowy (z
wyjątkiem pierwszego odcinka, gdzie próbowano zastosować taką estetykę). Jest
to, jak mniemam, drukowanymi literami komunikowane odniesienie do Killing. Nie
wiem skąd, dlaczego i po co, bo Paradoks ma tyle wspólnego z Killing co Lekarze z Ostrym dyżurem.
Wszystko niby działa i
funkcjonuje, ale jednak nic z tego. Ponure miny bohaterów nachalnie
spływają z kolejnych kadrów. A tutaj ani emocji, ani sensacji, ani rzetelnego kryminału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz