środa, 16 lutego 2011

Na półmetku



Po pięciu odcinkach, czyli w połowie, piątego sezonu Big love mogę stwierdzić jedno – jest dobrze, choć mogło być lepiej. Niby wszystko w porządku, niby ciekawie, niby zaskakująco. A jednak nie do końca. Pojawia się wtórność, nieczytelność motywacji, niepewność celu działań. Postawy bohaterów polaryzują się, co upraszcza ich charakterystykę, ułatwia ocenę, a właśnie brak tej możliwości był do tej pory jedną z największych zalet Big love. Pokrętny splot miłości, tradycji, obowiązku i możliwości samorealizacji rozgrywający się na tle uwikłania w role społeczne, religijne i to, co nazywamy normalnością – to wszystko mamy i w piątym sezonie, ale już mniej świeże, mniej poruszające. 

Co się dzieje w piątym sezonie? Bill coraz intensywniej zajmuje się polityką, Margene po raz kolejny angażuje się w biznes sprzedaży bezpośredniej, Nicky przeżywa rozterki jako mama dopiero co odzyskanej córki, a Barbara pragnie święceń kapłańskich.