niedziela, 30 września 2012

Cranford (Życie w Cranford, Powrót do Cranford)



Aby ukoić tęsknotę za spokojną, acz buzującą emocjami angielską prowincją – dotarłam do małego, urokliwego miasteczka. Do konserwatywnego, ale dzielnie stawiającego czoła nowoczesności, Cranford, opisanego piórem Elisabeth Gaskell. 


Początek lat 40 XIX wieku. Małe angielskie miasteczko. Ciasno zbudowane domki, wąskie uliczki. Z okien można nieomal zajrzeć sąsiadom do salonu. Trzeba przecież wiedzieć, co u nich słychać. Tak bywa między sąsiadami. Między przyjaciółmi. A już zwłaszcza – przyjaciółkami.

Główną obserwatorką życia w niewielkim Cranford jest panna Matty Jenkyns. Dojrzała kobieta, lubi robótki ręczne, nie znosi zielonej herbaty, a jej opoką i największym autorytetem jest starsza siostra Deborah. Od zawsze mieszkają razem, a od niedawna gości u nich młodziutka kuzynka Mary. Otacza je grono wiernych acz kapryśnych przyjaciółek. Spędzają wspólnie popołudnia, konsultują pojawienie się nowych mieszkańców, pomagają sobie w wybielaniu koronek i we wszelkich innych kłopotliwych sytuacjach, mogących burzyć spokój lokalnej społeczności. 


Cranford, pozornie harmonijne i spokojne, wciąż jest jednak targane dramatami. Elisabeth Gaskell nie stroni od obarczania swoich bohaterów, w przeciwieństwie do kwitnącej spokojem prozy Jane Austen, doświadczeniami tragicznymi. Prawie w każdym odcinku serialu ktoś umiera, a jeżeli nie, to w zasadzie możemy być pewni, że w kolejnym, ziemski padół opuszczą przynajmniej dwie dusze. Autorka nie ma skrupułów w pozbawianiu swoich bohaterów tego, co najbardziej kochają i w czym pokładają nadzieje. W zamian za osobiste niepowodzenia i małe klęski, daje im jednak możliwość zwycięstwa we wspólnocie. To przyjaźń i działania w grupie daje bohaterkom siłę i wsparcie w potyczkach z codziennością. 

Dziarskie panie z Cranford wciąż borykają się z nadciągającymi nieuchronnie elementami nowoczesności. Czy będą to tory kolejowe (więc w dalszej kolejności i transformacja miasteczka), czy samotna kobieta krocząca za trumną bliskiej osoby (tylko mężczyźni powinni bywać na pogrzebach) – nie ma to właściwie znaczenia. Przekraczanie granic obyczajowych jest dla bohaterek równie wstrząsające i wymagające dzielności. Starsze panie są gdzieś pomiędzy akceptacją i wychodzeniem naprzód zmianom a kurczowym trzymaniem się znanej im rzeczywistości.  

A dzieje się w tej rzeczywistości zaskakująco wiele - wspomniane już rozliczne śmierci, zaręczyny, zawiedzione nadzieje na zamążpójście, nadchodząca powoli emancypacja kobiet czy edukacja najniższych klas społecznych nieomal na grobie odchodzącej już arystokracji. Tak, panie z Cranford mają wiele spraw do przegadania.


Urzekających było tych kilka godzin (Życie w Cranford ma zaledwie 5 odcinków, a Powrót do Cranford 2) spędzonych z damami z Cranford. Esencję opowieści stanowią te nieobecne dziś delikatne gesty, wspólne spędzanie wieczorów przy jednej świeczce (są drogie), oglądanie świeżo sprowadzonych materiałów do sklepu Pana Johnsona czy obgadanie nowych mieszkańców. Serial zrealizowano z najwyższą skrupulatnością – kostiumy, scenografie, zdjęcia i dyskretny montaż. Jest tu wszystko to, za co kochamy angielską prowincję. Delikatne pagórki, dające poczucie bezpieczeństwa domy, spokój i harmonia pomimo przeciwności losu, wiara w otaczających ludzi i niezmiennie krzepiące dobre zakończenia.

Do tego wszystkiego należy dodać wspaniałą obsadę, są tu bowiem: znakomita Judi Dench, Eileen Atkins czy wyjątkowo brawurowa Imelda Staunton. Główne bohaterki są w wieku co najmniej balzakowskim i to one są tutaj najważniejsze. Historia staje się przez to także dużo ciekawsza. Do ostatniego odcinka dowiadujemy się nowych rzeczy o bohaterkach, odkrywamy tajemnicze karty z ich, już dość długiej, przeszłości. Kiedy pięć pań idzie dziarsko przez miasteczko, ramię w ramię, trudno nie mieć przed oczami scen z Seksu w wielkim mieście czy innych tzw. „babskich filmów”. Tu jednak mamy starsze panie, zamiast trzydziestoparolatek. Wreszcie.
Pojawiają się oczywiście i młode dziewczyny - służące czy panny na wydaniu, którym historia także poświęca nieco uwagi. Tutaj jednak pełnią role drugoplanowe, są ozdobnikami, dodatkami. Starsze kobiety wpływają na ich życie – doradzają, pomagają, czasem knują za ich plecami. 


Czepeczki, robótki na drutach przy świetle świec, koronkowe mitenki, spacery po niewybrukowanych drogach i wszechobecna uprzejmość. I niech ktoś powie, jak się w tym nie rozpływać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz