Aby ukoić tęsknotę za spokojną,
acz buzującą emocjami angielską prowincją – dotarłam do małego, urokliwego
miasteczka. Do konserwatywnego, ale dzielnie stawiającego czoła nowoczesności,
Cranford, opisanego piórem Elisabeth Gaskell.
Główną obserwatorką życia w
niewielkim Cranford jest panna Matty Jenkyns. Dojrzała kobieta, lubi robótki
ręczne, nie znosi zielonej herbaty, a jej opoką i największym autorytetem jest
starsza siostra Deborah. Od zawsze mieszkają razem, a od niedawna gości u nich młodziutka kuzynka Mary. Otacza je grono wiernych acz kapryśnych przyjaciółek.
Spędzają wspólnie popołudnia, konsultują pojawienie się nowych mieszkańców, pomagają sobie w wybielaniu koronek i we wszelkich innych
kłopotliwych sytuacjach, mogących burzyć spokój lokalnej społeczności.
Cranford, pozornie harmonijne i
spokojne, wciąż jest jednak targane dramatami. Elisabeth Gaskell nie stroni od
obarczania swoich bohaterów, w przeciwieństwie do kwitnącej spokojem prozy Jane
Austen, doświadczeniami tragicznymi. Prawie w każdym odcinku serialu ktoś
umiera, a jeżeli nie, to w zasadzie możemy być pewni, że w kolejnym, ziemski
padół opuszczą przynajmniej dwie dusze. Autorka nie ma skrupułów w pozbawianiu
swoich bohaterów tego, co najbardziej kochają i w czym pokładają nadzieje. W
zamian za osobiste niepowodzenia i małe klęski, daje im jednak możliwość
zwycięstwa we wspólnocie. To przyjaźń i działania w grupie daje bohaterkom siłę
i wsparcie w potyczkach z codziennością.
Dziarskie panie z Cranford wciąż
borykają się z nadciągającymi nieuchronnie elementami nowoczesności. Czy będą to tory kolejowe (więc w dalszej kolejności i
transformacja miasteczka), czy samotna kobieta krocząca za trumną bliskiej osoby
(tylko mężczyźni powinni bywać na pogrzebach) – nie ma to właściwie znaczenia.
Przekraczanie granic obyczajowych jest dla bohaterek równie wstrząsające i wymagające
dzielności. Starsze panie są gdzieś pomiędzy akceptacją i wychodzeniem naprzód
zmianom a kurczowym trzymaniem się znanej im rzeczywistości.
A dzieje się w tej rzeczywistości zaskakująco wiele - wspomniane już rozliczne śmierci, zaręczyny, zawiedzione nadzieje na zamążpójście, nadchodząca powoli emancypacja kobiet czy edukacja najniższych klas społecznych nieomal na grobie odchodzącej już arystokracji. Tak, panie z Cranford mają wiele spraw do przegadania.
Urzekających było tych kilka
godzin (Życie w Cranford ma zaledwie 5 odcinków, a Powrót do Cranford 2) spędzonych
z damami z Cranford. Esencję opowieści stanowią te nieobecne dziś delikatne
gesty, wspólne spędzanie wieczorów przy jednej świeczce (są drogie), oglądanie
świeżo sprowadzonych materiałów do sklepu Pana Johnsona czy obgadanie nowych
mieszkańców. Serial zrealizowano z najwyższą skrupulatnością – kostiumy, scenografie, zdjęcia i dyskretny montaż. Jest tu wszystko to, za co kochamy angielską prowincję. Delikatne
pagórki, dające poczucie bezpieczeństwa domy, spokój i harmonia pomimo przeciwności
losu, wiara w otaczających ludzi i niezmiennie krzepiące dobre zakończenia.
Do tego wszystkiego należy dodać
wspaniałą obsadę, są tu bowiem: znakomita Judi Dench, Eileen Atkins czy
wyjątkowo brawurowa Imelda Staunton. Główne bohaterki są w wieku co najmniej
balzakowskim i to one są tutaj najważniejsze. Historia staje się przez to także
dużo ciekawsza. Do ostatniego odcinka dowiadujemy się nowych rzeczy o bohaterkach,
odkrywamy tajemnicze karty z ich, już dość długiej, przeszłości. Kiedy pięć pań
idzie dziarsko przez miasteczko, ramię w ramię, trudno nie mieć przed oczami
scen z Seksu w wielkim mieście czy innych tzw. „babskich filmów”. Tu jednak mamy
starsze panie, zamiast trzydziestoparolatek. Wreszcie.
Pojawiają się oczywiście i młode dziewczyny
- służące czy panny na wydaniu, którym historia także poświęca nieco uwagi. Tutaj
jednak pełnią role drugoplanowe, są ozdobnikami, dodatkami. Starsze kobiety wpływają
na ich życie – doradzają, pomagają, czasem knują za ich plecami.
Czepeczki, robótki na drutach
przy świetle świec, koronkowe mitenki, spacery po niewybrukowanych drogach i wszechobecna uprzejmość. I niech ktoś powie, jak się w tym nie rozpływać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz