poniedziałek, 19 września 2011

„Jesień kojarzy mi się z zastruganymi ołówkami” mówiła Kathleen Kelly w Masz wiadomość. I chociaż struganie ołówków i porządkowanie plecaka mam już niestety za sobą, jesień nadal jest dla mnie najmilszą porą roku, nieodmiennie oznaczającą początek. Stacje telewizyjne wracają, z potężną mocą atakując biednego widza rozmaitością nowych możliwości. Nie rozpoczęłam jeszcze w pełni przyklejenia do telewizora, aczkolwiek już sama myśl o Życiu nad rozlewiskiem przyprawia mnie o dreszcze.
25 minut z Klanem w ubiegły piątek okazało się równie wstrząsające, bo w owym odcinku nie zauważyłam ani jednej istotnej sceny, ani pół dialogu który okazałby się dowcipny, interesujący lub choćby popychający akcję do przodu. Marność straszna.

Spoglądając jeszcze nieco w tył, wakacje zwieńczyłam z Borgiami i Grą o tron. Wyjątkowo eleganckie połączenie, aczkolwiek także dość okrutne, bo w podanym zestawie tytuł pierwszy nie ma najmniejszych szans. Pomimo Jeremy’ego Ironsa Borgiowie okazali się fatalną i nudną porażką. Bohaterowie przewidywalni i jednowymiarowi, akcja wlecze się niemiłosiernie, plenerowe sceny Rzymu wyglądają nieomal jak telewizyjne grafiki z lat 90 (po co porywać się na ujęcia zewnętrzne, skoro nie ma pieniędzy na porządną symulację komputerową??). 

W Borgiach militariów czy rozbudowanej historii brak. Wszystko kisi się w sosie rodzinnym, niby wyuzdanym i patologicznym, ale w rzeczywistości łagodnym i przewidywalnym.  Papież mizia kochankę po udach, syn-biskup kocha się z dziewczyną przy świeczkach, Lukrecja zdradza męża z koniuszym w lesie. Rzeczywiście, rozpasanie niezmierne, aż się człowiek rumieni przed ekranem. Brak mi także trochę szerszego spojrzenia na pozycję papiestwa w Europie. Niby mamy tu rozbicie miast-państw italskich, walkę o Neapol i knowania biskupów, ale perspektywy dalszej brak. A przecież Watykan to nie tylko instytucja kościelna, ale i bardzo ważny gracz na arenie politycznych sporów. W Borgiach wszystko jest płaściutkie i bardzo, bardzo nijakie.

Gra o tron za to okazała się strzałem w dziesiątkę. Jestem jeszcze w trakcie lektury książki, więc temu tytułowi poświęcę osobną notkę, jak już będę mogła swobodnie omawiać obie wersje. Niewątpliwie serial jest świetny, dobrze się ogląda, narracja płynie swobodnie, a bohaterowie od razu przykuwają uwagę bardzo jasno sprecyzowanymi cechami i pragnieniami. Przede mną jeszcze niecałe 300stron lektury i oczekiwanie na kolejną serię (ponoć HBO już ruszyło ze zdjęciami), a na razie pozostają mi wyniki z rozdania Emmy i niezniszczalni polscy Lubiczowie.

Tak więc, witaj cudna jesieni! Mogę z przyjemnością zawijać się w koc, z kubkiem kawy i kolejnymi perypetiami telewizyjnych bohaterów :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz