niedziela, 4 grudnia 2011

Bez tajemnic

Spotkanie. Dwie lub trzy osoby grające w niebezpieczną grę emocjami – jedna strona chce je obnażyć, druga – ukryć. Sesje terapeutyczne mają w sobie coś perwersyjnego: zaproszenie obcej osoby do pogwałcenia najintymniejszej prywatności i jednoczesne stawianie jej oporu. 



Pierwszy raz HBO zdecydowało się na udzielenie licencji i realizację lokalnej wersji swojego serialu w Polsce. Bez tajemnic to najkrócej mówiąc rodzima wersja amerykańskiego In treatment. Ale to nie HBO wymyśliło In treatment, bo ten tytuł powstał z kolei na bazie izraelskiego Be tipul. Tego ostatniego zdobyć mi się na razie nie udało, a bardzo jestem ciekawa, jak dużą inspiracją był dla amerykańskich scenarzystów. 

Jeśli chodzi o porównanie Bez tajemnicIn treatment, to zasadniczo jest nieomal tak samo. Nieomal to słowo klucz – fabuła w zasadzie jest analogiczna. To, co przede wszystkim zmieniono, to jakiś cień charakteru głównego bohatera. Gabriel Byrne, jako terapeuta, jest mocny, daje poczucie bezpieczeństwa, ma w sobie coś jasnego, otwierającego. Częściej się uśmiecha. Jego bohater ma w sobie zwartość, której brakuje rozpadającemu się na cząstki Radziwiłowiczowi.

Konstrukcja Bez tajemnic jest prosta – każdy odcinek to spotkanie z innym pacjentem: poniedziałek to spotkanie ze znerwicowaną, intensywnie aktywną seksualnie Weroniką; wtorek – z Szymonem, żołnierzem zawodowym, winnym śmierci cywilów w Afganistanie; środa – Zosia, nastoletnia skrzypaczka z rozbitego domu o skłonnościach samobójczych; czwartek – Jacek i Anita – małżeństwo w permanentnym kryzysie. 
Drugą linią narracyjną – spajającą te począstkowane elementy – jest historia samego terapeuty. Jego problem zaczyna się na oczach widza – w pierwszym odcinku – kiedy to Weronika wyznaje mu miłość. Teraz, uporządkowany, żonaty i dzieciaty Andrzej traci grunt pod nogami. Odmawia dziewczynie, ale jego reakcja na tę propozycję niepokoi go tak bardzo, że sam postanawia usiąść na kozetce terapeutycznej. I tak dochodzimy do piątkowego spotkania: Andrzej i Barbara – emerytowana profesor, terapeutka. 

Najciekawszy wydaje się Andrzej – pozornie opanowany, lekko znudzony bądź zaspany, ale wciąż czujny. Chwilami można mieć wrażenie, że jedyne, czego chce to samotność i egzystencja daleko zarówno od rodziny jak i od pacjentów. Wielkie wrażenie robi jego relacja z żoną – zawsze skupiony na pacjencie, chętny do rozmowy, pytający; z żoną kontaktuje się, kiedy trzeba posprzątać w gabinecie – nie reaguje na jej próby rozmowy, zwrócenie uwagi na siebie. Zareaguje dopiero, kiedy ona mu wyzna, że ma romans. Co jednak wstrząsające dla widza, wydaje się, że Andrzejowi jest to już właściwie obojętne. Cierpi jedynie jego honor i zraniona duma. Być może jest mu to częściowo na rękę. Wtedy też zaczyna otwierać się na Weronikę. Najpierw wielokrotnie zaprzecza Barbarze, że Weronikę kocha, aby później dramatycznie wyznać – „tylko ona się liczy”.

Bardzo ciekawe są sesje Andrzeja i Barbary także dlatego, że oprócz spotkania dwójki ludzi jest to także spotkanie dwójki profesjonalistów. Doskonale wiedzą, co druga strona może w danej chwili powiedzieć. Wejście w klarowną relację pacjent-terapeuta jest tu w zasadzie niemożliwe. Andrzej dokucza Barbarze, wyśmiewa jej pytania, próbuje obnażyć banalność konwencji, w które ona próbuje go wtłoczyć. Barbara z kolei punktuje momenty, kiedy Andrzej, wykorzystując teorię, próbuje uciec od odpowiedzi. To niezwykle dystyngowany i intrygujący pojedynek. 


Nie znajdziemy w Bez tajemnic zbyt efekciarskich zabiegów filmowych – montaż zupełnie przezroczysty, ujęcia klasyczne – eksponujące bohaterów, akcja w 95% ma miejsce w zamkniętym pomieszczeniu, wszystko wydaje się ustabilizowane, bezpieczne i przewidywalne. Wszystko oparte jest na dialogu, to słowa niosą emocjonalne huragany męczące pacjentów. 

Są też niestety i słabe strony. Małgorzata Bela jako Weronika niestety nie podołała zadaniu. Jej ledwo poprawna gra spłaszcza bohaterkę, która i tak, niestety (jako wyjątek), jest najmniej skomplikowana i interesująca. Wracając jednak – chwilami pacjenci mówią o sobie rzeczy, których nie mogą być do końca świadomi, ponieważ gdyby taką samoświadomość posiadali rozmowy z Andrzejem wyglądałyby inaczej. Pewne zdania powinien już wypowiadać terapeuta, złote myśli na własny temat raczej nie powinny padać z ust pacjentów, którzy po te złote myśli do owego terapeuty przybyli. 
Chwilami irytuje mnie też sam Radziwiłowicz, który z jednej strony jest rewelacyjny, ale momentami jego rozbicie, słabość, emocjonalne rozklekotanie są nieco przeszarżowane. W In treatment pojawia się przemiana, Radziwiłowicz właściwie od początku jest niepewny, niepozbierany i w kawałkach. Podobnie Barbara – w tej roli Krystyna Janda – trochę zbyt jęcząca, zasmucona. 

Polska wersja stara się być bardziej smętna i mroczna właściwie już na etapie czołówki – w wersji amerykańskiej mamy czarne tło i na nim błękitną linię (woda?), w polskiej brudnobrązową bryłę rozpadającą się na mniejsze kawałki – dość oczywista, przewidywalna i nawet trochę pretensjonalna analogia sytuacji bohaterów. 

Bez tajemnic jest jedną z ciekawszych produkcji, jakie polski widz ma obecnie proponowane do oglądania w telewizji. Szkoda, że to wciąż licencja, a nie nasz oryginalny pomysł. Pomysł scenariuszowy znakomity, koszta realizacji (a przynajmniej organizacji planu;) ) niewielkie, przenoszenie idei na grunty lokalne wydaje się dość dobrym pomysłem, zwłaszcza, że terapia nie jest powszechnie wpisana w polski sposób myślenia. Jak na razie jestem po około 30 odcinkach – mam nadzieję, że poziom utrzymają do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz