niedziela, 18 listopada 2012

Lekarze



Na dobry serial o lekarzach polski widz czekał od zawsze. I pomimo intensywnych prób TVNu, musi chyba czekać nadal.

Alicja Szymańska jest młoda i utalentowana. Pewna siebie, odważna, bezkompromisowa. Dumna i gotowa do poświęceń. Każdego poranka przebiega X+1 km w sportowej kurtce i czapce. Kiedy jej koleżanki jedzą ciastka z kawą, ona pije wodę mineralną. Jest po prostu idealna.

Alicja pracowała i mieszkała w Warszawie. Kiedy jednak okazało się, że jej niedoszły mąż (starszy lekarz) pragnie zrujnować jej karierę (rozpowiada w szpitalu, że dziewczyna jest w ciąży przez co utraciła możliwość specjalizacji) – pakuje się i wyjeżdża do Torunia. W Toruniu bowiem wszystko jest inne i lepsze. Szpital nowoczesny i wyremontowany. Kieruje nim dynamiczna pani dyrektor Elżbieta (w tej roli wspaniała i znakomicie ubrana Danuta Stenka), a oddziały wypełnione są młodymi przystojnymi lekarzami stanu wolnego. To jednak dla Alicji nie ma znaczenia, ponieważ po pierwsze pragnie odpocząć od mężczyzn, a po drugie jest w Toruniu aby się rozwijać. Tak, rozwijać. Z pobłażliwym uśmiechem znosi więc gimnazjalne umizgi chirurga Maksa Kellera (Piotr Małaszyński) i ginekologa Piotra Wanata (Szymon Bobrowski), nad nimi góruje przełożony Alicji -  Leon Jasiński, który – jak się okazuje po kilku tygodniach – jest biologicznym ojcem Alicji.

miss perfect
Drugiego planu dopełniają postaci charakterystyczne. Jest tu zabawna acz harda pielęgniarka – Sylwia Matysik, z którą Alicja wynajmuje mieszkanie. Sylwia jest stanowcza (zwłaszcza w kwestii mężczyzn), a życie umila sobie pojadaniem eklerków, wuzetek i pączusiów. Alicja z wyższością i delikatnym uśmiechem akceptuje „dietę” koleżanki. Kolejny bohater to przytrzymany doktor Orda. Młody lekarz konkurujący z Alicją o etat specjalizacyjny. Orda początkowo knuje i wydaje się wredny. Pewnego dnia jednak przytula małą dziewczynkę i staje się innym człowiekiem. Trzecią postacią wesołego drugiego planu jest niejaki JIVAN (Marcin Perchuć), który (ma oczywiście długą brodę i bujną fryzurę) dysponuje własną kanciapą w szpitalu, w której masuje zmęczonych lekarzy, ćwiczy jogę, a czasem pomaga rehabilitować się jakiemuś dziecku. JIVAN (czyt. Żiwan) z iście filozoficznym spokojem patrzy na „żurawio-czaplową” komunikację Alicji i Maksa. Wie, że życie potrzebuje spokoju, harmonii i łagodności. Pozostaje mu więc jedynie namawiać ich na rozmowę i mruczeć kojące AMMMM podczas ćwiczeń.

Jivan i Sylwia
Po prostu idealny drugi plan – Przyjaciółka, Błazen i Mędrzec. Do tego należy dodać archetypiczną Wielką Matkę (pani dyrektor), Ojca, który się odnajduje i dwóch Rycerzy, walczących o rękę królewny Alicji. Jest pięknie. Jak w prawdziwej bajce. 
A! Jest jeszcze wisienka na torcie barwnego korowodu postaci, czyli Zła Kobieta. Już, już, kiedy Maks i Alicja nieco zbliżyli się do siebie, pojawiła się ONA – była narzeczona, w dodatku córka Leona, więc siostra Alicji. Toż to już prawie grecka tragedia! Kiedyś porzuciła Maksa, ale teraz bardzo chce odzyskać. Oplata go więc swoimi mackami, pocałunkami i publicznym smyraniem, czemu Alicja z irytującym i obojętnym uśmiechem po prostu się przygląda, a dr Keller w zasadzie nie reaguje. Maks okazuje się dupą wołową, której jest obojętne czy po ręce mizia go święta Alicja czy podstępna Beata. Nie przeszkadza mu to jednak warknąć Alicji prosto w twarz „Ale wiesz, że ja nie będę czekał na ciebie całe życie?”. 

Beata i Maks - od razu widać, że to Zła Kobieta
Aby w tej bajce nie było zbyt klasycznie, główna bohaterka musi być bardzo samodzielna, niezbyt sympatyczna i uparta. Alicja jest niczym polski House w spódnicy. Szymańska jest złośliwa i niezbyt miła (to nowoczesna kobieta). Lekceważy szpitalniane układy (przeciwstawia się bardziej doświadczonym lekarzom).  Alicji bliżej jednak do zatroskanej losem pacjentów Zosi z Leśnej Góry niż do House’a. W ogóle Toruniowi jakoś bliżej do Leśnej Góry niż chicagowskiego Ostrego Dyżuru czy nowojorskiej Siostry Jackie. Jest jednak najbardziej światowy i nowoczesny ze wszystkich wspomnianych miejsc.

W Toruniu nie ma kolejek, kończących się limitów umów z NFZ, braku pieniędzy na podstawowe sprzęty. U nas jest idealnie. Jest lepiej niż „zagranico”. „Bieda” tak bardzo przeraża twórców serialu, że nie może pojawić się nawet przebłysk kłopotów pieniężnych. Z finansowych problemów mamy tylko groźbę nieukończenia remontu jednego ze skrzydeł szpitala. Ale nic więcej. A przecież „zachodnie” seriale, do których aspirują twórcy, raczej działy się w biedniejszych szpitalach, nie w bogatych klinikach, gdzie wszystkiego jest pod dostatkiem. Ile razy Jackie słyszała, aby podać tańszy lek zamiast droższego, ile razy w Ostrym dyżurze pojawiały się konflikty z powodu wielogodzinnych kolejek pacjentów. Także tu tkwiła magiczna moc tamtych seriali opowiadających historie heroicznych lekarzy pracujących w trudnych warunkach, którzy POMIMO prywatnych i publicznych problemów ratują życie pacjentów. Oglądaliśmy bohaterów wracających metrem do niezbyt bogatych domów, pełnych płaczących dzieci lub zniedołężniałych rodziców, na przedmieściach brzydkich amerykańskich miast. Tylko u nas wszyscy mieszkają w centrum, przemieszczają się zawsze czystymi samochodami, a ich mieszkania błyszczą od ikeowskiego cieplusznego porządku. 

kwintesencja życiowego heroizmu Alicji

1 komentarz:

  1. Wow, ten post przypomniał mi o jednym z moich ulubionych seriali medycznych! Lekarze to naprawdę bohaterowie na co dzień.

    OdpowiedzUsuń