niedziela, 4 listopada 2012

Pięć dni: Zniknięcie.



Jest człowiek. I nie ma człowieka.


Kilka chwil. Właśnie tyle czasu oddziela normalną rzeczywistość od jej rozpadu. Od wypadku, śmierci, zniknięcia. Kilka chwil uświadamiających, że „takie” rzeczy naprawdę się dzieją. Życie Matta Wellingsa – trenera fitness, męża i ojca – ze spokojnej i przewidywalnej egzystencji, w ciągu kilku chwil zmieniło się w koszmar niewiedzy, publicznej oceny i oczekiwania nie do końca wiadomo na co. 

Młoda Lyanne jedzie z dziećmi do dziadka. Zatrzymuje samochód, aby kupić kwiatki u przydrożnego sprzedawcy. Dzieci zostają w aucie. Podjeżdża ciężarówka. Lyanne znika. Dzieci bezradnie szukają matki. A potem próbują wrócić do domu. Kiedy nieznany kierowca, podający się za znajomego rodziców, oferuje im transport do domu – wsiadają. 

I teraz zniknęła już cała trójka.

intensywne śledztwo trwa

Serial produkcji BBC i HBO obiecuje bardzo dużo – samo połączenie tych stacji powinno być gwarantem sukcesu. Potem możemy dodać do tego zacną brytyjską obsadę (Bonneville, McTeer, Wilton, Woodward) i… zupełnie nic z tych oczekiwań się nie realizuje.

Pięć dni znakomicie się rozpoczyna, pierwszy odcinek wciąga. Niestety opowieść bardzo szybko zaczyna się łamać, pojawiają się niejasne i nielogiczne wątki. Większy nacisk położono na obserwację konsekwencji wydarzeń w mikro i makrorzeczywistości niż próbie wyjaśnienia samego zniknięcia. Przez znakomitą większość czasu widz wie zdecydowanie więcej niż  bohaterowie, co z jednej strony jest naturalnie angażujące, ale z biegiem czasu nieudolność prowadzonego śledztwa zaczyna irytować, a wiedza własna widza zdaje się do niczego niepotrzebna. 

Poprzez wątek kryminalny twórcy postanowili poruszyć chyba wszystkie problemy współczesności, na jakie wpadli podczas scenariuszowego briefingu. Dostajemy tu bowiem rasizm, starość, choroby, tabloidyzację mediów, biurokratyzm, atomizację jednostek, niestałość związków a nawet nastoletni bunt. Natłok tematów rozmywa najważniejszy wątek. Mnożą się postacie, w dodatku zazwyczaj bardzo nieudolnie wprowadzane, więc chwilami trudno w ogóle się zorientować o kim mowa lub jaki cel przyświeca obecności danego bohatera. Twórcy poświęcają sporo uwagi wątkom towarzyszącym (bardzo długie sceny z imprezy pożegnalnej detektyw Foster), w nielogiczny sposób z pobocznych postaci robią głównych bohaterów, nie uzasadniając ich obecności (szukająca męża Sarah) czy po prostu nie tłumaczą historii, które pojawiają się na ekranie – relacja Foster i Barclay’a czy przygody rzeczniczki prasowej i jej dziwnych współlokatorów. Do tego jeszcze należy dodać „złe media” dręczące biedną rodzinę Lyanne i mamy kompletny obraz Pięciu Dni.

Matt i Sarah

Najsłabszym i najmniej przekonującym elementem serialu jest konsekwentnie zły wizerunek mediów. Dziennikarze są po prostu ŹLI. Młodzi – okrutni i pozbawieni jakichkolwiek zasad etycznych,  starzy - cyniczni i w dodatku odpychająco szpetni. Jedną z mocniejszych i bardziej udanych scen jest konferencja prasowa, w której uczestniczą mąż i matka zaginionej Lyanne. Konferencja zorganizowana przez biuro prasowe policji DLA dziennikarzy, aby ci ich „nie zjedli” za opieszałość i bezskuteczne działania. Dla wszystkich obecnych, z wyłączeniem rodziny, zaginiona Lyanne jest smakowitym kąskiem, który wyszarpując sobie nawzajem można coś dla siebie zyskać.

W Zniknięciu zgrabnie pokazano osamotnienie i bezradność rodziny, czekającej na każdą, nawet najdrobniejszą informację mogącą rozwikłać tragiczne wydarzenie. Ciekawa była też zmiana paradygmatu serialowego policjanta – z gotowego na wszelkie poświęcenie dla Sprawy oficera, na lekko znużonego, rozbawionego rzeczywistością pracownika policji. Policjanci sami nie wyjaśniają w zasadzie niczego, rozwiązanie staje się kwestią przypadku. Więcej energii poświęcają budowie medialnego wizerunku policji niż rozwikłaniu problemu. 

policjanci się bawią

Gdyby założyć, że całe to rozedrganie, lekka histeryczność i zupełny rozpad narracji są celowe, to można by nawet stwierdzić, że to znakomity serial. Niestety, podobną opowieść – o rozbijającej codzienność tragedii i niemożliwości śledztwa widzieliśmy już w Killing, gdzie zrealizowane zostało na najwyższym poziomie, 

Pięć dni: Zniknięcie czerpie zarówno z tradycji seriali kryminalnych jak i obyczajowych. Trudno powiedzieć, co przeważa szalę. Jako kryminał jest marny, jako krótka historia rodzinnego dramatu – niezły, choć tendencyjny. Opowiada nie o śledztwie, nie o potyczkach dzielnych policjantów, ale o powszedniości nieszczęścia. O tragedii spadającej znienacka i niszczącej wszystko dookoła. O rodzinie, która się rozpada, policji, która zwyczajnie nie wie, co robić i przypadkowych osobach próbujących wygrać własne cele przy okazji cudzych nieszczęść. Pięć odcinków obejrzałam bez większych oporów, drugiej serii jeszcze nie widziałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz