niedziela, 17 lutego 2013

Homeland



Jeśli ktoś jeszcze nie widział – spoilery :)

Niby wszystko w porządku, a jednak formuła jakby się wypaliła. Od pierwszego sezonu Homeland trudno było się oderwać, każdy odcinek przynosił nowe, zaskakujące rozwiązania i zmiany. W drugim twórcy grają tym wszystkim, co stworzyli wcześniej. Nie dostajemy nic nowego, jedyne zaskoczenie, to pogłębiające się absurdy fabularne, w które nawet oddani widzowie przestają chyba już wierzyć…

Po Wielkim Finale pierwszego sezonu (wydalona z pracy Carrie ląduje w szpitalu psychiatrycznym na leczeniu elektrowstrząsami), drugi rozpoczynamy od krótkiego wglądu w nowe życie bohaterki. Carrie uczy w szkole dla imigrantów, dba o siebie, ogranicza stres. Potem jednak staje twarzą w twarz z wyznaniem „Carrie, we need you” i w ciągu kilku minut znowu ląduje w terenie biegając za cieniem śladu Abu Nazira. Dalej absurdy mnożą się w tempie geometrycznym – kolejne niesubordynacje Carrie, które stają się raczej irytujące niż odważne, aresztowanie Brody’ego i jego gra na dwa fronty, objawiające się znikąd helikoptery, niewidzialni ludzie w tunelach, łamanie karku podczas pogawędki z żoną przez telefon, porwanie Carrie, kolejne pełne namiętności ucieczki kochanków czy kret-agent wewnątrz agentury wysłany przez agenta celem zabicia agenta. 

To, co najbardziej uderza to brak nowych danych o bohaterach. Nie dowiadujemy się już właściwie niczego, czego do tej pory nie wiedzieliśmy. Tak ciekawie budowana postać Brody’ego – pełna ambiwalencji i nieoczywistych motywacji – w drugiej serii nagle się wyjaśnia. Nie ma już żołnierza borykającego się z traumami wojny, nie ma męża niepotrafiącego wpasować się w codzienność – cała warstwa powszedniego udawania zostaje anulowana. Wzmocniony wątek romansowy klaruje relacje między głównymi bohaterami, ale w niekonsekwentny sposób, bo dlaczego Carrie reaguje tak nerwowo na myśl, że to Brody odpowiedzialny jest za finałową bombę, skoro jest w pełni świadoma jego winy w śmierci wiceprezydenta?

Uczucie Carrie i Brody’ego z niezdefiniowanej do końca fascynacji ewoluuje w kierunku pełnej oddania, oczywistej miłości. Miłości, która to ratuje życie Brody’emu (agent, który go oszczędza twierdząc, że to „zniszczyłoby Carrie”) i nadaje sens życiu Carrie. Są związkiem niekontrolowanym, po przejściach, pełnym pasji i namiętności – dla kontrastu mamy też Mike’a i Jessicę – porządnych, osadzonych w codzienności i powinnościach. 


Trochę nazbyt oczywista wydaje mi się także finałowa równoległość zdarzeń. Pogrzeb Waldena – pogrzeb Abu Nazira. Pierwszy w otoczeniu dwóch setek eleganckich gości, kwiatów i pochwalnych słów. Drugi – w zawstydzeniu, na statku, w towarzystwie jednego kapłana i państwowych oficjeli. I bez miejsca pochówku (ciało zostaje zrzucone do wody). Dwóch ludzi, dwie figury, dwie różne drogi – no właśnie – czy różne (do tego niezwykłego pytania prowadzą widza twórcy)? Bo wiemy przecież o umowach na sprzedaż rakiet dla Izraela, wiemy o zgniliźnie moralnej domu Waldenów, która z kolei kontrastowana jest z prostotą emocjonalną żony Brody’ego – uwypukla się to szczególnie w momencie tuszowania wypadku spowodowanego przez syna Waldenów – córka i żona Brody’ego chcą się zgłosić na policję i oczyścić sumienie. Waldenowie płacą rodzinie ofiary i zapominają o wszystkim. 

Mamy więc ciągłe kontrasty, odbicia i proste odniesienia. Aby widz spokojny, porównanie dostaje na talerzu.

rozmowa Carrie i Abu Nazira uderza dosłownością i prostotą przekazu "wy walczycie dla pieniędzy, my dla idei"
 
W zetknięciu z ciekawym i stonowanym Wrogiem numer jeden Kathryn Bigelow (porównanie fabularnie uzasadnione) druga seria Homeland wydaje się irytującą opowiastką, z banalnie stopniowanym napięciem czy hiperbolizacją prowadzącą do zupełnie bezsensownych konsekwencji (finałowa ucieczka Brody’ego). 

Cały czas oglądamy ciekawą emanację strachów USA, ale druga seria Homeland wygląda niestety już jak gra komputerowa z prostymi manewrami a nie rozgrywka interesów realnych ludzi, którzy mogą zrujnować życie innych ludzi, co tak znakomicie prowadzone było w pierwszej serii. I jedyne co w całej tej opowieści jeszcze choć trochę porusza to zwijający się z nerwów i opresji Brody. Nieznacząca jednostka, która przegrywa w starciu z interesami korporacji i ideologii. Żołnierz, który nikogo nie interesuje, z wyjątkiem zysku, jaki może wygenerować. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz