niedziela, 22 stycznia 2012

In treatment 3

Ostatni sezon spotkań z Paulem Westonem nie okazał się już tak wciągający jak poprzednie. Obejrzenie go zajęło mi zdecydowanie więcej czasu niż druga seria. Trochę już powiało nudą.


Kogo tym razem przyjmuje Paul? Sunila – mężczyznę w średnim wieku mieszkającego, choć wolałby pozostać w rodzimej Kalkucie, u syna i synowej w Stanach. Frances – aktorka po 50tce, toksyczna matka uciekająca od własnej siostry ze strachu przed kontaktem z nowotworem tejże. Dalej – Jesse – homoseksualny, adoptowany nastolatek z artystycznymi zapędami i całkowitym brakiem kindersztuby. Na koniec została Adele. Nowa terapeutka Paula. Trzydziestokilkuletnia utytułowana lekarka, blondynka.

Po raz pierwszy miałam uczucie niechęci do pacjentów. Do tej pory, pomimo wielu brudów, jakie Paul wyciągał ze swoich rozmówców, ich agresywnych zachowań, zaczepek, błędów, o których opowiadali – czułam do nich sympatię, współczucie, czasem zrozumienie. Za jedno z najciekawszych osiągnięć scenarzystów In treatment uznawałam właśnie umiejętność pokazania bohatera od małostkowej, słabej, ułomnej strony, z jednoczesnym wbudzeniem pozytywnej więzi i akceptacji ze strony widza.  W trzeciej serii jest inaczej. 


Pacjenci są męczący i niesympatyczni, a Paul niejednokrotnie zawodzi nie zwracając uwagi na rzeczy wymagające szybkiej reakcji z jego strony (np. Frances regularnie kontroluje pocztę swojej córki). Jesse jest postacią wręcz karykaturalną, tak jakby scenarzyści chcieli w nim połączyć wszystkie dobre i złe cechy stereotypowego geja (przygodny seks w toalecie+artystyczne zdolności) i „niechcianego dziecka". Wspomniana już Frances jest nudna i niestety dość żałosna - użala się nad sobą, kiedy jej siostra umiera, nie widzi również kardynalnych błędów, jakimi doprowadziła do rozpadu więzi z córką (Paul nie do końca zwraca na to uwagę). Najciekawszą postacią wydaje się Sunil – z jednej strony został de facto ubezwłasnowolniony przez rodzinę, a z drugiej – jego nienawiść wobec synowej budzi odrazę. Podkrada tabletki antykoncepcyjne, fantazjuje o jej rzekomym romansie, podgląda ją, grzebie w prywatnych rzeczach. Paul koncentruje się na sprawach z przeszłości nie widząc, że obecne działania Sunila wymagają konkretnej reakcji i odpowiedzi. Sunil wymyśla romans synowej (głównym dowodem na to wg niego są tabletki antykoncepcyjne), Paul, choć początkowo próbuje oponować, potem to stanowisko sankcjonuje i mówi np. „co czujesz, kiedy myślisz o romansie Julii” – hola, hola – chyba „co myślisz o WYMYŚLONYM romansie Julii”?

No i wreszcie Adele. Skupiona na pracy, chłodna i zdystansowana pani psycholog nieoczekiwanie staje się marzeniem Paula. Z niewiadomych przyczyn Weston zaczyna uważać, że Adele „jest mu pisana”. To już nie pierwszy raz, kiedy scenarzyści kompletnie nie wiedzą, co zrobić z życiem osobistym Paula. Warto dodać, że w trzecią serię Weston wkracza w towarzystwie trzydziestokilkuletniej amatorki fitnessu – czy trzeba komentować sensowność doboru narzeczonej? Wendy (bo tak dziewczę miało na imię) znika tak nieoczekiwanie, jak się pojawiła, a jej obecność nie miała wpływu na fabułę. Paul zajmuje się głównie analizą prawdopodobieństwa odziedziczenia po ojcu parkinsona, ślubem byłej żony (przez chwilę mieszka z nim najmłodszy syn) oraz fantazjowaniem o pani doktor. Nie dowiadujemy się już właściwie niczego nowego o głównym bohaterze – może jedynie, że poza pracą musi być bardzo nudnym człowiekiem, bo nie ma pojęcia, co robić z wolnym czasem. Podczas rozmowy z Adele stwierdza „nie mam żadnej pasji”. I trudno się z tym nie zgodzić. Jego frustracja i znużenie życiem stają się męczące także dla widza. Z nudów być może widzi w młodej Adele szansę na nową jakość. Swoją drogą ciekawe są ciągoty Paula w stronę młodszych i niedoświadczonych kobiet. Temat nie został pogłębiony i zanalizowany. 



Bieżąca charakterystyka Paula obywa się przez kontrastowanie go z zasadniczą Adele, która prawie nigdy nie daje się wyprowadzić z równowagi oraz nie przekroczy granicy terapeuta-pacjent nawet o milimetr (beznamiętna twarz Amy Ryan była momentami naprawdę irytująca). Pomysł być może ciekawy, ale dość łopatologiczny. Paul rzeczywiście coraz częściej odzywa się do pacjentów słowami „mówię do ciebie nie jako terapeuta, ale jako ktoś, kto się o ciebie troszczy”, Sunilowi pozwala palić papierosy w gabinecie, przyrządza do niego herbatę. Paul wyrasta zatem na ostatniego sprawiedliwego, cudownego człowieka i terapeutę gotowego iść w ogień za pacjentem. Nie do końca zachwyciło mnie takie rozwiązanie. Dużo ciekawiej ten problem został poruszony w drugim sezonie, kiedy to Weston zmagał się z autentycznymi dylematami granicy ze względu na przypadek April (zawieźć ją do lekarza, czy nie?). Wydaje mi się także, że kolejny sezon powinien poruszyć inną stronę osobowości Paula. Zamiast tego mamy powtórkę z łamania zasad oraz płytkie farmazony w stylu „ja chyba nie jestem zdolny do kochania”.

W kwestii formalnej niewiele się zmieniło. Siedzimy w gabinecie, czasem zaglądamy do kuchni, na pole bohater wychodzi, kiedy odwozi syna do żony. I w ostatnim odcinku, kiedy „otwiera się na świat”. Wyjątkowo nieudanym pomysłem było dodanie czarnobiałego wizerunku twarzy rozmówcy Paula przed czołówką. Niestety przywodzi to na myśl tandetne rozwiązania z programów typu talk show, po co nam ta twarz? Czy nie widząc w zbliżeniu przed odcinkiem wizerunku pacjenta, nie będziemy w stanie się z nim zidentyfikować? Twarz jest prawie neutralna, więc nie wiem, czy to jakaś próba powtórzenia efektu Kuleszowa-Mozżuchina, czy o coś innego chodziło, ale tego nie kupiłam.

Na szczęście finałowe odcinki okazały się dość udane. Może z wyjątkiem Frances, która jak była nudna przez cały sezon – taką pozostała. Natomiast spotkanie z Sunilem i Jessem było emocjonujące i ciekawie domykające serie spotkań. Pozostawiają także widza w stanie przyjemnej ambiwalencji względem bohaterów. Cieszę się, że odbyłam pełnię spotkań z Paulem Westonem, ale także, że to już koniec. Kontynuacja byłaby mocno męcząca i mogłoby mi już nie wystarczyć sympatii dla tytułu, aby ponownie tę drogę przechodzić. 

Niezbyt entuzjastyczny ten tekst na koniec przygody z In treatment, co nie zmienia faktu, że pomysł, realizacja i, przez większość czasu, także scenariusz okazywały się na najwyższym poziomie. Była to bardzo ciekawa wędrówka przez zakamarki ludzkich tajemnic :)

Do posłuchania/pooglądania rozmowa o pierwowzorze serialu HBO czyli Be tipul



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz