czwartek, 22 marca 2012

Bardzo straszny świat, jeszcze gorsi ludzie i dinozaury


Zawsze wiedziałam, że czyste powietrze szkodzi. Poprzedni weekend spędziłam w Tatrach, zamiast w zadymionych krakowskich kawiarniach, więc mój organizm przeżył szok i zaprotestował. Od tego się zaczęło.

fot. Beata Malinowska-Petelenz


Całkiem świadoma niezbyt pochlebnych opinii krążących na temat serialu Terra Nova, i pomimo wzmagającej się anginy, uraczyłam się tym czternastogodzinnym seansem pełnym dramatycznych i epickich wydarzeń. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale ponieważ pojawił się Wolny Czas - mogłam zaryzykować.

Wiedziałam, że obecność Stevena Spielberga na liście płac oznacza nie tylko legitymację solidnie poprowadzonej fabuły, ale i pewnej infantylizacji czy egzaltacji postaci i dialogów (pomińmy w ogóle Czas wojny, udawajmy, że ten film się nie zdarzył). Nie sądziłam jednak, że już na początku usłyszę, takie perełki jak: „Budujemy nową cywilizację! Nie zbudujemy cywilizacji w jeden dzień” czy „Musimy być wyrozumiali, dużo przeszedł.  Jak my wszyscy”. Ale może jednak od początku.

Jesteśmy w roku 2149 – świat stał się bardzo zły, zasoby naturalne są na wyczerpaniu, a ludzie żyją stłoczeni w niewielkich klitkach. Jednym z najnowszych osiągnięć naukowych tej epoki jest wytworzenie załamania czasu, dzięki któremu można wyjechać w przeszłość i żyć w krainie nazywanej „Terra Nova”. Jak się dowiadujemy, odkrycie przeszłości nie ma na celu uratowania ludzi, lecz wydobywanie złóż naturalnych z przeszłości i wysyłanie ich do przyszłości. Co ciekawe, pęknięcie czasowe przenosi ludzi o całe 85 milionów lat wstecz, co niechybnie oznacza współżycie z dinozaurami.  

Główni bohaterowi to pięcioosobowa rodzina Shannonów.  Ona, Elisabeth Shannon, lekarka, bardzo porządna, układna i, jak o niej mówią: specjalistka od „wielu logii” (zna się nie tylko na medycynie, ale też biochemii: potrafi tworzyć syntezy feromonów oraz bada patogeny). Jej mężem jest policjant Jim – lubi łamać zasady, jest niepokorny i wszędobylski. Ot czarowne połączenie męskości i kochanego hultaja. Państwo Shannon mają trójkę dzieci (wbrew dekretom władz, wg których można mieć tylko dwoje): dwie córki i syna. 


Cała rodzina jest bardzo piękna i chuda, tak bardzo, że momentami trudno odróżnić matkę od córki (*Matka, według moich skromnych obliczeń, powinna mieć około 40-43 lat oraz figurę inną niż jej nastoletnia córka, skoro ma za sobą trzy ciąże. Ale może ja się nie znam). Shannonowie są po prostu idealni – ona roztropna, on zawadiacki. Dzieci podobnie – starsza córka ma ambicje naukowe, syn lubi chadzać własnymi ścieżkami. Razem tworzą doskonale zwartą i popierającą się grupę, w której rodzice są gotowi do poświeceń a śliczne dzieci są zazwyczaj układne i pogodne. No i ten romantyzm Jima, kiedy bierze małżonkę w ramiona i powtarza jej, że zawsze ją znajdzie a jego „misja życiowa to być przy niej”. Piękne. 

Wracając jednak do fabuły. Shannonowie lądują w Terra Novej, a dokładniej – w zamkniętym  obozie pełniącym funkcję nieomal samowystarczalnego świata ludzkiego. Obozem zarządza surowy, ale sprawiedliwy Taylor, który do egzekwowania swoich zarządzeń ma całkiem spore oddziały wojska, ubranego w dziwne stroje jak z połączenia Star Treka z Mad Maxem. Poza strzeżonymi granicami osady znajduje się niebezpieczna puszcza, a w niej dinozaury oraz tzw. „szóstki”. Czyli zbuntowani ludzie z szóstej pielgrzymki (tak nazywają się „transporty” ludzi z przyszłości do przeszłości).  

Głównym problemem serialu jest…brak emocji. Pomimo całkiem niezłego pomysłu i elementów składowych, Terra Nova jest po prostu nieszczęśliwie nudna. Brakuje tu wątku prowadzonego przez wszystkie odcinki, takiego który nadałby charakter całej opowieści i motywował bohaterów do działania. Historia konfliktu z przyszłością pojawia się dość późno (druga połowa sezonu) i nie może być traktowany jako temat wiodący. W każdym odcinku bohaterowie zmagają się z nowym problemem np. w 2 jest to ucieczka młodzieży poza granice rezerwatu, a w 3 tajemnicze ptakozaury napadające na wioskę. 

Wynika z tego wszystkiego dość przykry fakt braku cliffhangerów, tak typowych dla narracji serialowej (chociaż w ramach wyjątku, na koniec 4 odcinka, pojawia się bardzo elegancki cliffhanger), które są nieomal gwarantem utrzymania zainteresowania i emocji widza. Kiedy wewnętrzny problem zostaje domknięty i w finale każdego odcinka rzeczywistość zostaje ponownie uspokojona i uporządkowana – jaki jest właściwie sens oglądać następną część? 

w puszczy z dinozaurami najlepiej jeździ się autami bez drzwi

Terra Nova to także nowy, wspaniały świat społeczny. Wszystko ma tu swoje miejsce, każdy, kto przybywa do tego świata musi mieć jakieś użyteczne umiejętności, aby nowa cywilizacja mogła się rozwijać. Jest tu knajpiarz, cwany handlarz wszystkim-czego-się-potrzebuje, lekarze, biolodzy, pielęgniarki, nauczyciele. No i duża ilość wojska. Nie zaobserwowałam starych ludzi, poetów ani dziennikarzy. Być może w przyszłości uznano, że nie są potrzebni dla harmonijnego rozwoju nowej cywilizacji. Nie ma tu również upośledzonych fizycznie bądź umysłowo. Chociaż nie, przepraszam. Handlarz przecież jeździ na wózku. Ale tylko on. 

Wszyscy mieszkańcy osady są raczej pogodni i spokojni. Całe zło czai się za murami. Tajemnicze „szóstki”, dla kontrastu, wyglądają jak „dzicy ludzie” – noszą drewnianą biżuterię, mają tatuaże, rosochate włosy, czasami nawet bardzo pierwotne nacięcia na ciele. BARDZO, BARDZO złych ludzi możemy rozpoznać po tym, że strzelają do roślinożernych dinozaurów i mówią „fauna jest problemem” albo „tak rozmieszczone pociski zmiotą drzewa w kilka sekund i rozpoczniemy wydobycie”. 

Oczywiście nie wszystko upływa cały czas w tak mrocznym nastroju. Nie brakuje tu także akcencików komediowych np. Jim Shannon likwidujący kłącza na płocie walczy z dziwnym robakiem, a w przychodni u pani doktor widzimy pacjenta z przeogromną pijawką. W ramach bonusu dostajemy tu także postmodernistyczny żarcik-nawiązanie do jednej z niezapomnianych scen Parku Jurajskiego, kiedy to dzieci chowają się w kuchni przed dinozaurem. Otóż w Terra Novej dzieci również chowają się w kuchennych szafkach, no ale niestety już to widzieliśmy, w dodatku w lepszej wersji.

No a co z tymi dinozaurami, możecie zapytać. Otóż, przykro mi, ale NIC. Dinozaurów jest mało, a kiedy się pojawiają, są dość słabo spreparowane. Scena łowienia morskich potworów (;)) Jima i Taylora ostatecznie przypieczętowała moje, dość niepochlebne, zdanie na temat grafików pracujących przy tej produkcji. No a poza tym, nie ma tu ani jednego interesującego ujęcia tych dinozaurów – wszystko już widzieliśmy – odgryzanie głowy przez dinozaura i szarpanie przez niego korpusu człowieka, widzieliśmy ludzkie nogi znikające w paszczy tyranozaura, widzieliśmy zbliżenia na twarz i kamerę z perspektywy głowy gada zbliżającej się do tejże ofiary. Widzieliśmy też powolnie przechadzające się bronto- i brachiozaury leniwie jedzące liście drzew. 

Główną myślą przebijającą się z tej produkcji jest założenie, że to człowiek jest dla drugiego człowieka największym zagrożeniem, ludzie są beznadziejni i źli i zawsze zniszczą to, co wokół nich dobre i czyste. Z tej perspektywy dość wtórna obecność dinozaurów może być uzasadniona. Uważam jednak, że wychodząc z takiego założenia, można było przenieść bohaterów w dowolnie inny czas, nie mieszając w to dinozaurów, skoro okazuje się to być temat niewykorzystany.  Było w Terra Novej bardzo wiele potencjału, można było bawić publiczność perypetiami bohaterów, z jednej strony zagrożonych przez Zły System z drugiej zmuszonych do zmagania się z Dziką Naturą. Trzeba jednak podkreślić, że w Terra Novej natura jest nieomal całkowicie ujarzmiona, mieszkańcy osady wszystko mają – tablety, lekarstwa, sprowadzane z przyszłości, wygodne domy i przede wszystkim ogromne ilości broni, głównie wyposażonej w jakieś tajemnicze lasery.

 

Niewątpliwie za przebrnięcie do końca tej niezbyt wyrafinowanej produkcji każdemu należą się gratulacje. Zamiast dobrej, sensacyjno-egzotycznej historii obejrzałam nieciekawie opowiedziane, dydaktyczne kino familijne. W finale twórcy nieśmiało sugerują możliwość kontynuacji – bohaterowie odkrywają rufę tajemniczego statku, która, jak rozumiem, ma być zapowiedzią, że może ktoś jeszcze na tej ziemi jest. Jakiś inny Obcy. Może jest, może nie, ale ja już raczej podaruję sobie kolejne seanse :) 

Trochę się rozpisałam, ale tak słaby serial, jednocześnie upakowany ideologią, wymagał ciut większego komentarza.

2 komentarze:

  1. Już sam spot reklamowy w TV wydawał się być na tyle głupi i sztampowy, że bardzo mnie zniechęcił, a teraz jestem jeszcze bardziej zniechęcona :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że całość okazała się jeszcze bardziej nieznośna, niż sugerował spot ;)

      Usuń