środa, 10 kwietnia 2013

Newsroom



O (nie) prawdziwej telewizji.

Zanim był Internet i telewizja śniadaniowa ludzie oglądali wiadomości. 25minut prawdy spływającej z ekranu za pośrednictwem eleganckiego krawata przystojnego lecz ułożonego prowadzącego. Komu do tego czasu tęskno i od nieokreślonego (innoserialowego) Slugline’a woli porządne informacje powinien sięgnąć po Newsroom.

10 godzinnych odcinków serialu HBO przenosi widza w świat czasów odległych, a niektórym już może nawet nieznanych. Przenosi w czasy dziennikarstwa rzetelnego i naznaczonego powołaniem, głoszeniem Prawdy, poczuciem wyższości i garniturowym patriarchatem. W odpowiedni klimat wprowadza już kolażowa czołówka przypominająca tuzy dziennikarstwa newsowego z dawnych, dobrych czasów. Z czasów, w którym dziennikarz był kimś i trzeba było być kimś, aby zostać dziennikarzem. 

Bohaterowie serialu to grupa zapalonych fachowców spędzających prawie całe życie w redakcji informacyjnej dużej stacji telewizyjnej potężnego koncernu medialnego. Jeżeli już z owej redakcji wychodzą to tylko po to, aby wspólnie udać się na pracowego drinka, ewentualnie na pracową domóweczkę, ewentualnie pójść do łóżka z kimś z pracy. Inny świat nie istnieje, pojawia się jedynie w wersji przetworzonej i relacjonowanej przez bohaterów.

Najważniejszą postacią redakcji Will (Jeff Daniels) – główny prezenter, wzorcowy WASP ze złamanym sercem i nieuleczoną zadrą do byłej partnerki. Winną zadry jest MacKenzie (Emily Mortimer) – laureatka kilku dziennikarskich wyróżnień, przez kilka lat pracująca na Bliskim Wschodzie. Teraz zostaje wydawcą Willa. Relacja miedzy tą dwójką jest niezbyt finezyjnie prowadzoną osią tzw. wątków prywatnych. Will nadal kocha MacKenzie, ona jego, ale ona go zdradziła, więc on musi ją karać za to na każdym kroku, a ona musi mu się permanentnie podlizywać, nawet jeżeli on nią pomiata. 


I ten układ zwierzchnik-petentka jest niestety motorem napędzającym opowieść. Losy bohaterów cały czas determinują zabawne qui pro quo, które zabawne okazują się chyba jednak jedynie w założeniu, bo w połączeniu z dusznością maciczną bohaterek stają się pod koniec już zwyczajnie irytujące. 

Na nerwy chorują bowiem chyba wszystkie Newsroomowe bohaterki. Są histeryczne (skakanie po stołach, permanentne machanie rękami), hałaśliwe (krzyk, tupanie nogami), głupie (MacKenzie wysyła prywatną wiadomość „do wszystkich” w firmie zamiast do Willa)  i opresyjne (zmuszanie kolegów do umawania się na randki ze znajomymi).  MacKenzie i stażystka Maggie (bo one wiodą prym w wątkach osobistych) są przy tej całej agresywnej nerwowości, bardzo zagubione i  wrażliwe. Dlatego ciągle krzyczą i wiercą się jak małe dziewczynki podczas mówienia (brakuje tylko wsadzania kosmyków włosów do buzi). Trzeba się nimi zaopiekować.


Najlepiej jeżeli będą to spokojni i zdecydowani mężczyźni. W garniturach. Którzy bez krzyku (chyba, że chodzi o sprawy zawodowe) potrafią się wypowiedzieć, sklecić zdanie bez jęczącego przeciągania imienia rozmówcy, bez kicania i smyrania swoich włosów. Prawdziwi rycerze wydają się jeszcze bardziej rycerscy na tle napastliwie prostackich dam. Oczywiście wszystko mogłoby być częścią lekko teatralnej i przerysowanej konwencji (korespondującej z nieuporządkowanym słowotokiem wszystkich już bohaterów), ale niestety konwencja tutaj odnosi się jedynie do kobiet(ek). 

Newsroom to serial, gdzie jednym tchem prosi się o kawę, umawia na randkę i analizuje  strzelaniny w szkole. Opisywany świat jest ważniejszy od prywatnego, a w jego definiowaniu pomagać mogą sypiące się jak z rękawa złote myśli, warte powtarzania studentom sztuki dziennikarskiej:
  • Nie robimy telewizji, tylko dobry serwis informacyjny
  • Zadajmy sobie pytanie: czy dajemy ludziom najlepsze argumenty?
  • Bądź naszym sumieniem!
  • Nie jesteśmy komputerami, które wypluwają fakty, ani kelnerami którzy serwują to, czego oczekujecie
  • Jesteśmy medialną elitą
  • Nie interesuje mnie wikileaks
Zatarły się już granice między serwisami informacyjnymi a infotainment, między autorytetami dziennikarstwa a gwiazdami telewizji śniadaniowej czy serwisów plotkarskich. Przez kilka godzin seansu możemy podglądnąć świat za wszelką cenę próbujący oprzeć się pochodowi neotelewizji, aby za wszelką cenę pozostać po stronie jedynego i słusznego nadawcy. W świecie Newsroomu blog jest jedynie pretekstem do zabawnego żartu, że w imieniu słynnego dziennikarza pisze go stażysta, twitter monitorowany zostaje raz, a widzowie, komentujący wiadomości w sieci, sprowadzeni zostają do niezadowolonych natrętów o idiotycznych nickach (LollipopLollipop). 


I po początkowej irytacji nawet zaczęło mi się to podobać. Newsroom daje oddech świata, który zniknął w otchłani nowomedialnych przemian ostatnich lat. Zasady pracy są jasne, wartości oczywiste. Tak bardzo, że Will deklaruje na wizji swoje poglądy polityczne traktując tę deklarację jako świadectwo uczciwości. Nawet szef działu wiadomości (Sam Waterston), w nieco sfatygowanej muszce, wygląda jak redaktor gazety z dawnych lat. No i ci młodzi stażyści - bez szemrania i krzty buntu przesiadujący w redakcji serwisu, w którym zapewne nawet nie publikuje ich nazwisk. 

Wszystko dla dobra Prawdy. Prawdy skąpanej oczywiście w obfitym, lecz na ogół znośnym, sosie amerykańskości. Mamy flagi, statuę wolności, łzy wzruszenia po śmierci Osamy oraz otwierające i zamykające serial pytanie „dlaczego Ameryka jest najwspanialszym krajem na świecie?”.

Pod koniec pierwszego sezonu dział newsowy zaczyna zmagać się z wytycznymi zarządu odnośnie konieczności podniesienia oglądalności. Rolę Złego pełni korpo-właścicielka stacji – w tej roli Jane Fonda. Wtedy to na „jedynki” wskakują wiadomości z gatunku mama Madzi. Nowy, wspaniały świat dziennikarstwa dobija się do drzwi Willa McAvoya i jego ekipy. Niestety trochę zbyt powoli, aby wytworzyć wrażenie schyłku miejsca, ludzi i narracji. Kto wie, może w drugim sezonie (start w lipcu) atmosfera zostanie podgrzana. 

Ale mimo wszystko, jakoś miło mi było zanurzyć się w staromodnym i uczciwym świecie godnych zaufania i odpowiedzialnych dziennikarzy dbających o kompletny, rzeczowy i całościowy przekaz kierowany do biernych widzów po drugiej stronie szklanego ekranu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz