poniedziałek, 13 stycznia 2014

Avish Khebrehzadeh

Z cyklu „odrabianie zaległości” – tym razem wyjazdowych. Ale przecież nie zawsze musi być bardzo aktualnie. Był to koniec listopada, a Turyn błyszczał pięknymi neonami (Luci d'Artista).



Muzeum Sztuki Współczesnej GAM zapowiadało się dobrze. Wystawy historyczne, współczesne, wideoteka. Cena (15euro) sugerowała, że zasoby powinny być potężne, gdyż nawet do wiedeńskiej Albertiny bilet jest tańszy. Z wyjątkiem jednak wystawy Renoira, na której wraz ze mną przebywały tłumy ludzi, reszta okazała się nie tylko chaotycznie zaprezentowana, ale i opisana. To, co zrobiło na mnie wrażenie znalazłam na samym końcu. Na samym dole kilkupiętrowego muzeum, na końcu sali przeznaczonej na wideotekę (nota bene, to najgorsza wideoteka w świecie, tagi w zasadzie nie istnieją) trafiłam na Where do we go from here?, instalację medialnej z 2011 roku Avish Khebrehzadeh.

Artystka dorastała w Teheranie, potem jednak – na fali rewolucyjnej emigracji – związała swoje życie i karierę z Włochami. Studiowała filozofię, malarstwo, fotografię, tak w Rzymie, jak i w Waszyngtonie. Khebrehzadeh w 2003, podczas weneckiego Biennale, otrzymała nagrodę Best Italian Young Artist. Avish Khebrehzadeh jest autorką wielu animacjivideo (jedno i wielokanałowych), rysunków i obrazów.

W siedmiominutowym spektaklu Where do we go from here? na środku pomieszczenia znajduje się  usypana hałda soli, na środku widzimy miskę z wodę i rybką w środku. Z głośników dobiegają niskie, melodyjne dźwięki wiolonczeli, a na soli zaczyna pojawiać się obraz. Widzimy falujące morze, z przepływającymi statkami, potem rybami, przenosimy się nad miasto (wyglądające na martwe, może zbombardowane?). Wszystko oglądamy z perspektywy lotu ptaka, potwierdzenie tego spojrzenia zyskujemy wewnątrz samej ekspozycji za pośrednictwem czerwonego samolotu, który nachalnie krąży nad całą, mandaliczną niemal, opowieścią.

Na stronie artystki można obejrzeć (tutaj) nie tylko wspomnianą wyżej instalację, ale i kilka innych filmów i obrazów. Charakterystycznym elementem jej twórczości (poza notoryczną obecnością zwierząt!) jest anegdotyczność, wielocząstkowość narracji, skupia się na detalu opowiadając bardzo powszednie, codzienne zdarzenia. Znakomitym przykładem tego motywu niech będzie Backyard z 2005r (idzie pies, ktoś się przytula, ktoś zwyczajnie siedzi – wszyscy w otoczeniu nieruchomych przedmiotów, świadkujących pozornie nic nie znaczącym scenom. Owa zaimprowizowana, gotowa sceniczność, sama w sobie stanowiąca ramę dla opowieści jest przez Avish Khebrehzadeh wykorzystywana stale – jej oko zagląda na (wspomniane już) podwórko, do prywatnego pokoju (III affection, 2007), czy wreszcie do teatru/opery czy cyrku (Swim theather, 2006; Edgar Theather III, 2007;Unnameable dream theather IV, 2010).

Khebrehzadeh skupia się na oczywistych obserwacjach, czasem dziecinnych emocjach. Swoista prostota przywodzi na myśl skojarzenia z fantazyjnymi bajkami, przypowieściami czy surrealistycznymi sielankami, zazwyczaj rozbijanymi przez jakąś formę przemocy. Naiwność będzie tu efektem, czy też celem, świadomie obranym, sprzyja temu umowność prezentowanych scen, niejednokrotne zamykanie ich za kotarą teatralnej kurtyny (często wspomagany „teatralnością” w warstwie muzycznej – śpiewem operowym czy dźwiękami akordeonu). Ten melancholiczny, retro styl, który Khebrehzadeh konsekwentnie stosuje, może być niezwykle urokliwy i zapadający w pamięć.

Kilka dni w Turynie minęło szybko, to wspaniałe miasto pełne czekolady i maskotek ze świnką Pepą.
A ponieważ dziś wszyscy pełni emocji po Złotych Globach, nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się z zasłużonego triumfu Breaking Bad :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz