Miało być parę słów jeszcze w
minionym roku, ale nie zdążyłam. Końcówka roku upłynęła pod znakiem kolejnych
posiedzeń terapeutycznych Andrzeja i jego pacjentów. Jednym słowem – Bez
tajemnic 3.
Nieczęsto zdarza mi się pisać
takie słowa, ale serial okazał się naprawdę znakomity. Polskim twórcom udało
się nie tylko w rewelacyjny sposób kontynuować historię opowiadaną już przed
kilkadziesiąt odcinków, ale, za trzecim podejściem, zrealizować część
najlepszą. Co więcej – zdecydowanie lepszą niż trzeci sezon wersji amerykańskiej.
Tym razem zrezygnowano z
dokładnego odwzorowywania struktury pierwowzoru. W polskiej wersji mamy 5
spotkań a nie 4 jak w analogicznym sezonie In treatment. Na kozetce siadają tym
razem – młody Jeremi (nieakceptujący rodziny adopcyjnej homoseksualista – w tej
roli Adrian Zaremba), pani Janka (emerytka zmuszona do przeprowadzki do
Warszawy – wspaniała Stanisława Celińska), krytyczka muzyczna Małgorzata
(przychodzi pod pretekstem kryzysu małżeńskiego – Magdalena Popławska), Konrad
(ksiądz w związku z kobietą – Piotr Głowacki) i … Tomasz (niepokojąco
nieprzyjemny Maciej Stuhr) – nie pacjent, lecz superwizor (piszę to słowo z
ciężkim sercem) Andrzeja. W takim gronie spotykamy się przez kolejnych 7
tygodni.
Przez dwie poprzednie serie,
Andrzej zmagał się nie tylko z problemami osobistymi (niedoszły romans z
pacjentką, rozwód, stopniowa utrata relacji z dziećmi, nawracająca trauma
rodziców), ale i zawodowymi – obecność pacjentów, poza satysfakcją, przynosiła
mu frustracje, nerwy oraz zwątpienie – we własne umiejętności jak i w sens terapii. W trzecim sezonie spotykamy go po rocznym urlopie. Rok ten Andrzej
spędził w Wiedniu (ach, czy można wyobrazić sobie wspanialsze do tego miejsce?)
próbując napisać książkę. Jak przyznaje jednak, książki napisać mu się nie
udało, co nawet mnie nie zaskakuje. Wyobrażam sobie, że nawet tak mrukliwa i
zamknięta osoba musi choć trochę się cieszyć przechadzając się wieczorem
uliczkami wokół brudnawego, lecz swojskiego Schwedenplatz czy nieco bardziej
hipsterskimi okolicami za Karolem Boromeuszem. Wierzę, że przez rok w Wiedniu
nie tylko poznał intrygującą Iwonę (Agata Kulesza), ale i uleczył nieco duszę.
Powraca więc do Warszawy i do pracy. Już nie we własnym
gabinecie, ale jako dyrektor miejskiego ośrodka psychoterapii, zatem nie
przyjmuje już pacjentów we własnym domu.
Andrzej nadal
doświadcza codziennych porażek, radości i skrajnych emocji. Pacjenci wciąż go
nie znoszą, a on wytrwale próbuje z nimi rozmawiać. Teraz jednak jest nieco bardziej świadomy i
własnych porażek – mówi na głos o porażce relacji ze starszymi dziećmi, walczy o kontakt z najmłodszym, zdaje się akceptować konsekwencje
rozwodu i związku byłej żony z nowym mężczyzną. Andrzej przestał walczyć,
raczej poddał się fali, która przywiodła go do tego miejsca. I choć wciąż zmaga się ze swoimi demonami,
zdaje się być w lepszej kondycji.
Ta lepsza kondycja znajduje swoje
odzwierciedlenie także i w warstwie filmowej opowieści. W ilości światła, w przestrzeni, w której przyjmuje
pacjentów. Ta jest chłodniejsza, bardziej bezosobowa, ale tym samym świeższa, bardziej
otwarta, nawet okna wydają się większe. To miła odmiana po nieco zbyt „kocowo-polarowej”
przestrzeni prywatnych zakamarków jego domów.
Nad nieco zliftingowanym Bez
tajemnic pracowali m.in. Wojciech Smarzowski, Agnieszka Holland z Kasią Adamik
czy Bartosz Konopka. Wyraźnie autorski charakter polskiej trzeciej serii cieszy
wysokim poziomem rzemiosła i niezależności od pierwowzoru, znakomitym
prowadzeniem aktorów i znacznie lepiej napisanymi postaciami. Brak tu
nielogiczności czy dziur fabularnych, które można było obserwować w wersji
amerykańskiej, w której można było wyczuć wyraźne znużenie twórców, a co za tym
szło – i znużenie widza.
No i nie ma nic znakomitszego nad
spotkania Andrzeja i pani Janki (bohaterka bardziej spójna, konkretna i
logiczna niż analogiczna postać Sunila z In treatment III). Odcinki ze Stanisławą Celińską przeszywającą świdrującym wzrokiem nieco przy niej
bezbronnego Jerzego Radziwiłowicza powinny przejść do annałów polskiej
telewizji. Niesamowite
amplitudy emocji, które obserwujemy w ciągu zaledwie 25minut oszałamiają i nie
pozwalają odkleić się od ekranu. Stanisława Celińska (tutaj rozmowa z aktorką) od zagubionej, spłakanej
nieświadomością własnego smutku osoby w ciągu mrugnięcia okiem przechodzi do
gniewnej i hardej kobiety. Bywa dziewczyną, bywa starą kobietą, bywa matką,
bywa przejmującym obrazem niespełnionej ambicji i utraconych marzeń. Pani Janka
to niesamowita postać, bardzo dobrze napisana, w fenomenalny sposób odkrywająca
przed widzem karty swojej historii. Stanisława Celińska wyrasta ponad
ekran i ponad formułę serialu. Chwała Bogu, że partneruje jej Radziwiłowicz,
który tej znakomitości jest w pokornym stanie towarzyszyć. Ze spotkań tej
dwójki można by zmontować 3 godzinny film i nikt by się nie znużył. Mnie wciąż
byłoby mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz