czwartek, 2 stycznia 2014

Bez tajemnic 3

Miało być parę słów jeszcze w minionym roku, ale nie zdążyłam. Końcówka roku upłynęła pod znakiem kolejnych posiedzeń terapeutycznych Andrzeja i jego pacjentów. Jednym słowem – Bez tajemnic 3.

Nieczęsto zdarza mi się pisać takie słowa, ale serial okazał się naprawdę znakomity. Polskim twórcom udało się nie tylko w rewelacyjny sposób kontynuować historię opowiadaną już przed kilkadziesiąt odcinków, ale, za trzecim podejściem, zrealizować część najlepszą. Co więcej – zdecydowanie lepszą niż trzeci sezon wersji amerykańskiej.


Tym razem zrezygnowano z dokładnego odwzorowywania struktury pierwowzoru. W polskiej wersji mamy 5 spotkań a nie 4 jak w analogicznym sezonie In treatment. Na kozetce siadają tym razem – młody Jeremi (nieakceptujący rodziny adopcyjnej homoseksualista – w tej roli Adrian Zaremba), pani Janka (emerytka zmuszona do przeprowadzki do Warszawy – wspaniała Stanisława Celińska), krytyczka muzyczna Małgorzata (przychodzi pod pretekstem kryzysu małżeńskiego – Magdalena Popławska), Konrad (ksiądz w związku z kobietą – Piotr Głowacki) i … Tomasz (niepokojąco nieprzyjemny Maciej Stuhr) – nie pacjent, lecz superwizor (piszę to słowo z ciężkim sercem) Andrzeja. W takim gronie spotykamy się przez kolejnych 7 tygodni. 

Przez dwie poprzednie serie, Andrzej zmagał się nie tylko z problemami osobistymi (niedoszły romans z pacjentką, rozwód, stopniowa utrata relacji z dziećmi, nawracająca trauma rodziców), ale i zawodowymi – obecność pacjentów, poza satysfakcją, przynosiła mu frustracje, nerwy oraz zwątpienie – we własne umiejętności jak i w sens terapii. W trzecim sezonie spotykamy go po rocznym urlopie. Rok ten Andrzej spędził w Wiedniu (ach, czy można wyobrazić sobie wspanialsze do tego miejsce?) próbując napisać książkę. Jak przyznaje jednak, książki napisać mu się nie udało, co nawet mnie nie zaskakuje. Wyobrażam sobie, że nawet tak mrukliwa i zamknięta osoba musi choć trochę się cieszyć przechadzając się wieczorem uliczkami wokół brudnawego, lecz swojskiego Schwedenplatz czy nieco bardziej hipsterskimi okolicami za Karolem Boromeuszem. Wierzę, że przez rok w Wiedniu nie tylko poznał intrygującą Iwonę (Agata Kulesza), ale i uleczył nieco duszę. Powraca więc do Warszawy i do pracy. Już nie we własnym gabinecie, ale jako dyrektor miejskiego ośrodka psychoterapii, zatem nie przyjmuje już pacjentów we własnym domu. 

Andrzej nadal doświadcza codziennych porażek, radości i skrajnych emocji. Pacjenci wciąż go nie znoszą, a on wytrwale próbuje z nimi rozmawiać. Teraz jednak jest nieco bardziej świadomy i własnych porażek – mówi na głos o porażce relacji ze starszymi dziećmi, walczy o kontakt z najmłodszym, zdaje się akceptować konsekwencje rozwodu i związku byłej żony z nowym mężczyzną. Andrzej przestał walczyć, raczej poddał się fali, która przywiodła go do tego miejsca.  I choć wciąż zmaga się ze swoimi demonami, zdaje się być w lepszej kondycji.

Ta lepsza kondycja znajduje swoje odzwierciedlenie także i w warstwie filmowej opowieści. W ilości światła, w przestrzeni, w której przyjmuje pacjentów. Ta jest chłodniejsza, bardziej bezosobowa, ale tym samym świeższa, bardziej otwarta, nawet okna wydają się większe. To miła odmiana po nieco zbyt „kocowo-polarowej” przestrzeni prywatnych zakamarków jego domów.
Nad nieco zliftingowanym Bez tajemnic pracowali m.in. Wojciech Smarzowski, Agnieszka Holland z Kasią Adamik czy Bartosz Konopka. Wyraźnie autorski charakter polskiej trzeciej serii cieszy wysokim poziomem rzemiosła i niezależności od pierwowzoru, znakomitym prowadzeniem aktorów i znacznie lepiej napisanymi postaciami. Brak tu nielogiczności czy dziur fabularnych, które można było obserwować w wersji amerykańskiej, w której można było wyczuć wyraźne znużenie twórców, a co za tym szło – i znużenie widza.


No i nie ma nic znakomitszego nad spotkania Andrzeja i pani Janki (bohaterka bardziej spójna, konkretna i logiczna niż analogiczna postać Sunila z In treatment III). Odcinki ze Stanisławą Celińską przeszywającą świdrującym wzrokiem nieco przy niej bezbronnego Jerzego Radziwiłowicza powinny przejść do annałów polskiej telewizji. Niesamowite amplitudy emocji, które obserwujemy w ciągu zaledwie 25minut oszałamiają i nie pozwalają odkleić się od ekranu. Stanisława Celińska (tutaj rozmowa z aktorką) od zagubionej, spłakanej nieświadomością własnego smutku osoby w ciągu mrugnięcia okiem przechodzi do gniewnej i hardej kobiety. Bywa dziewczyną, bywa starą kobietą, bywa matką, bywa przejmującym obrazem niespełnionej ambicji i utraconych marzeń. Pani Janka to niesamowita postać, bardzo dobrze napisana, w fenomenalny sposób odkrywająca przed widzem karty swojej historii. Stanisława Celińska wyrasta ponad ekran i ponad formułę serialu. Chwała Bogu, że partneruje jej Radziwiłowicz, który tej znakomitości jest w pokornym stanie towarzyszyć. Ze spotkań tej dwójki można by zmontować 3 godzinny film i nikt by się nie znużył. Mnie wciąż byłoby mało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz