piątek, 27 czerwca 2014

Orange is the new black 2

Pierwszy sezon zakończył się klasycznym cliffhangerem – Piper, wyzwalająca się z okowów wychowania i własnych o siebie trosk, bije na oślep otumanioną religią współwięźniarkę. Bije, żeby zabić. Bije pewnie pierwszy raz w życiu. Na ile skutecznie powinniśmy dowiedzieć się w drugim sezonie.


I dowiadujemy się. W pierwszym odcinku blondwłosa bohaterka znajduje się niewiadomo gdzie, niewiadomo na jak długo i do końca nie wiadomo za co. Przekonana, że z nieogarniętej narkotykowej oszustki zmieniła się w morderczynię, ląduje w więzieniu-koszmarze - więzieniu koedukacyjnym. Chapman odbiera niechciane zaloty namolnego adoratora, zmaga się z towarzystwem dziwnych i napastliwych kobiet, a w dodatku kilka cel dalej mieszka…Alex. I tu następuje zwrot akcji, czyli sąd i rozprawa, podczas której Piper, znów trzymając stronę Alex, pakuje się w kłopoty.

Nie są to jednak kłopoty obarczone dużymi konsekwencjami, bo Piper wraca do domu. Czyli do Litchfield. Tu jest wszystko na swoim miejscu – Red, Rosa, Nicky, Taystee i Crazy Eyes. Widz może odetchnąć z ulgą – nie będzie skazany na powtórne oglądanie socjalizacji więziennej nierozumnej Piper.
W pierwszym sezonie świadkowaliśmy niełatwej przemianie głównej bohaterki z bezmyślnej „Pipes” w świadomą siebie więźniarkę – przemianie, którą wieńczy wspomniana już bójka, bójka, w której WASPowa, dobrze wychowana Piper nigdy by nie uczestniczyła gdyby nie więzienie, które zmienia, bo w końcu nikt „nie wychodzi stąd taki, jaki przyszedł”.

Zagłębiamy się w historie kolejnych bohaterek, coraz ciekawsze, bardziej intrygujące i złożone. Na postać wyjątkowo poruszającą wyrasta Rosa, której historia życia i namiętności są najbardziej romantycznym wątkiem całego sezonu. Przede wszystkim jednak obserwujemy szekspirowski niemal dramat, za sprawą zupełnie nowej bohaterki, Vee, która rujnuje hierarchię i ustalone zwyczaje Litchfield. Pojawia się pożądliwe pragnienie władzy i konsekwentna droga po jej zdobycie. Pojawiają się emocjonalne szantaże a także te zupełnie zwyczajne – pełne agresji i przemocy.



Historia upomina się tu też wreszcie o te najbardziej pomijane bohaterki – stare kobiety, które, jak pięknie pisał Różewicz, są "solą ziemi" i "tylko głupcy śmieją się ze starych kobiet; brzydkich kobiet; złych kobiet". Stare więźniarki mówią o sobie "niewidzialne", bo nikt się z nimi nie liczy. To jedyna grupa społeczna, w której kolor skóry przestaje mieć znaczenie. Przynależność wyznacza wiek i siwe włosy. I dbałość o dobre maniery.
(Trzeba jednak zaznaczyć, że choć w samym serialu o sprawiedliwość dla starych kobiet się upomniano o tyle już w rzeczywistości z tym jest nieco gorzej - bardzo trudno znaleźć bowiem jakiekolwiek materiały promocyjne z udziałem starych bohaterek.)

Orange is the new black już nie tylko cieszy się i chwali różnorodnością - ta została w pełni ukonstytuowana poprzez zepchnięcie Piper na drugi plan. WASPowa dziewczyna już się zmieniła, wtopiła w wielobarwność więzienia. I choć twórcy konsekwentnie budują narrację drugiego sezonu w oparciu o banalny schemat konfliktów pseudo-rasowych, wychodzą z nich jednak obronną ręką i wynoszą opowieści i emocje bohaterek w rejony zgoła odmienne i bardziej pogłębione. Mafijna niemal historia o dorastaniu, którą momentami nam serwują jest jedynie kliszą, wytrychem użytym ku budowie dramaturgicznej drabiny.


Drugi sezon Orange is the new black, choć rozpoczynający się słabym odcinkiem pierwszym (przeniesienie Piper do innego więzienia jest tylko chwilową reakcją na dramatyczne zamknięcie pierwszej serii, natomiast niewiele wnosi w historię sezonu drugiego), okazuje się produkcją znakomitą. Historie i emocje bohaterek zachwycają dojrzałością opowiadania, powolne wzrastanie napięcia i konsekwentne budowanie konfliktu aż do ostatniego odcinka mogą budzić podziw i stanowić wzorzec dla niejednej produkcji. Nie zabrakło tu także smaczków w postaci zmagającego się z własną niemocą Healy’ego, piorunująco krótkiej (szkoda) obecności Pornstasha czy absolutnie znakomitej Pennsatucky zastanawiającej się nad tym, jak lesbijki przejmą w końcu władzę nad światem…


2 komentarze:

  1. Sezon drugi jest jeszcze lepszy niż pierwszy, pewnie za sprawą tego o czym piszesz - zmniejszenia ważności wątku Piper i oddania głosu innym więźniarkom. Przeklęty Netflix - już nie mogę doczekać się trzeciego sezonu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na trzeci jeszcze trochę poczekamy, ale cieszmy się tym, że przynajmniej wszystkie odcinki od razu rzucają widzom na pożarcie ;)

    OdpowiedzUsuń