środa, 15 sierpnia 2012

Nurse Jackie 4


W ramach wakacyjnego nadganiania coraz większych zaległości, w jeden dzień pochłonęłam Siostrę Jackie, sezon 4. Jackie, pomimo trudności – powraca do formy, odradza się jak feniks z popiołów. Aczkolwiek ilość zgliszczy, które pozostawia za sobą wzrasta w tempie geometrycznym…




Odwyk. Najbardziej znienawidzone słowo przez Jackie. Aż do teraz. Bo w ramach popracowej rozrywki zaprasza do siebie nieznajomego mężczyznę. Piją piwo, flirtują i oczywiście zasysają nosem sproszkowane wyobrażenie szczęścia. Zabawa może nawet byłaby udana, gdyby nie fakt, że nieznajomy imprezowicz…umiera. Jackie dzwoni po pomoc do dr O’Hary. Z zaskakującą bezradnością wykrzykuje do niej „Muszę iść na odwyk!”. Kilka godzin później melduje się w ośrodku. Potem są już tylko: spanie, spanie, spanie, pocenie się, spanie, zajęcia terapeutyczne, pamiętnik. 

A potem znowu upór, brak pokory i wymknięcie na wolność. Do szpitala, gdzie pojawia się nowy zwierzchnik – właściwie korpo-zwierzchnik, gdyż szpital został wykupiony przez większą spółkę. Taką, dla której najważniejszy jest zysk, a All Saints Hospital pragnie zmienić w nowoczesne, dynamiczne i prominentne centrum medyczne. Ten nowy świat, świat korporacji Quantum Bay reprezentuje – Mike Cruz – dyrektor. Dynamiczny, aktywny, uporządkowany. Oszczędny i nakierowany na realizację targetu finansowego. Złote dziecię korporacji, które za wszelką cenę chciałoby pozbyć się Jackie. 

Czwarty etap przygody z Jackie ogląda się naprawdę znakomicie. Są tu wszyscy, których polubiliśmy do tej pory – szalona Zoey w kolorowych fartuchach, Eddie, O’Hara w ciąży, Bóg i wspaniała Akalitus. Akcja, już i tak zagmatwana, z każdą chwilą wydaje się sięgać krańca możliwych katastrof – wisząca nad Jackie wizja rozwodu, coraz bardziej oddalające się córki, własne problemy z odwykiem, przyjaciele, ścigani za ukrywanie jej nałogu. Do tego zacieśniajaca się powoli acz sukcesywnie pętla szpitalnej korporacji i jesteśmy w piekle. Świat Jackie wali się z odcinka na odcinek, a jej jedyną odpowiedzią zdają się być wykrzykiwane słowa – „Kiedy brałam, wszystko się układało!” i trudno w zasadzie znaleźć sensowną ripostę. 



I ze wszystkiego, co ją otacza – pomimo rozmaitych problemów przyjaciół – najsmutniejsze wydają się jednak zmiany w szpitalu, który Jackie tak bardzo kocha. Kocha za swobodę, za nieporządek i chaos, którego nie da się opanować, bo reprezentują świat choroby, zawsze niosący rozbicie i bałagan. Szpital, w którym opiekun rozmawia z pacjentem, pomaga mu, a nie tylko leczy. Teraz zamiast tego pojawią się identyfikatory – niezbędne do przemieszczania pomiędzy salami; maszyna do wydawania leków; bezsensowny remont dachu, aby umożliwić bardzo wizerunkowe lądowanie helikopterów; uniformy; dokładne rozliczanie materiałów medycznych i ewidencja czasu pracy. 

Korporacja wkracza w szpital bezlitośnie skutecznie, eliminuje słabe ogniwa, piętnuje błędy. I zmienia wszystko, już na zawsze. Szpital Jackie już nigdy nie będzie taki sam. I to jest niestety najsmutniejsze, pomimo uśmiechu, z jakim pozostawia widza ostatni odcinek.

2 komentarze:

  1. świetna rekomendacja ;) sama tkwię w serialu Hoży doktorzy (sezon 4) i z niecierpliwością czekam na dobranie się do Siostry Jackie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo mi miło :) Jackie naprawdę polecam, 4 sezon znakomicie rozwija główną bohaterkę - doświadcza zupełnie nowej jakości - konsekwencji własnych działań ;)

    OdpowiedzUsuń