piątek, 16 sierpnia 2013

Top of the lake

Po wielu tygodniach od finału, kiedy wszystkie emocje już zdążyły się osadzić na miejscu, mogę samej sobie potwierdzić pierwsze wrażenie – nie podobało mi się.



Opowieść jest prosta. Małe miasteczko i jego tajemnice. Do tajemnic docieramy poprzez historię dwunastoletniej, zaginionej dziewczynki -Tui. Dziewczynka jest w ciąży, czyli oprócz rozwikłania zaginięci przed lokalną policję stoi odpowiedź na  pytanie, kto jest ojcem. Śledztwem zajmuje się młoda policjantka - Robin Griffin, która do Laketop przyjechała z powodu chorującej na raka matki. Samo zaginięcie dziewczynki jest jedynie pretekstem do spojrzenia na niewielkie nowozelandzkie miasteczko i losy jego mieszkańców. Na opieszałą policję, rodziców pracujących przy produkcji narkotyków, na trudną młodzież o czystych sercach. I na poturbowane przez życie kobiety żyjące w komunie Paradise.

Dużą bolączką Top of the lake jest nieudolnie prowadzony wątek kryminalny. Rozsypujące się wątki przyczynowo-skutkowe, brak stopniowanego napięcia. Campion częściowo świadomie odżegnuje się od narracji kryminalnej: poroże jelenia wskazujące na sprawcę pojawia się już w czołówce (bardzo ładnej) serialu, potem w jednym z wczesnych odcinków, ale policjantka znajduje sprawcę dopiero w finale. Pozostaje zatem pytanie po co tak dużo uwagi poświęcono nie działającemu śledztwu, mówieniu o konieczności poszukiwania Tui czy poddawaniu fałszywych tropów. Można było spokojnie zająć się jedynie portretowaniem zboczeństw lokalnych mieszkańców, bez nieporadnego błądzenia między kryminałem, opowieściami o dojrzewaniu, kobiecości i small town secrets.


Campion odwraca się od estetyki serialu kryminalnego tworząc główną bohaterkę. Zazwyczaj główni bohaterowi – policjanci, detektywi – są (na ile to możliwe) przezroczyści. Są zmęczeni i zaangażowani w pracę, zazwyczaj dodaje się do tego trochę osobistych historii, które dodają nieco zmęczenia i bruzd na twarzy, ale nie przyciągają za bardzo uwagi widza. Tutaj jest inaczej. Główna bohaterka co chwilę rzuca się widzowi prosto na talerz – nagim ciałem, emocjami wywalonymi na zewnątrz czy ogólnie pojmowanym  całościowym jestestwem, które mnie akurat wyjątkowo irytowało. Choć uwielbiam Elisabeth Moss w Mad Menach, tak absolutnie nie mogłam jej znieść w Top od the lake.

Campion dzierga tę opowieść zbyt grubymi nićmi. Opozycje, jakie buduje są tak wyraziste i oczywiste, że ciężko absorbować historię bez dystansu lub nawet irytacji. Kobiety: otwarte na świat, krążą po ziemi z rozpuszczonymi dziko włosami i pacyfizmem w oczach. Mężczyźni: biorą narkotyki, hałasują i jeżdżą motorami. Dorośli są zepsuci, moralnie skarlali, emocjonalnie upośledzeni. Młodzież – czysta, pomimo „grzechów”, które zarzucają im dorośli, mają dobre intencje i kierują się Wartościami. Campion posługuje się więc banałami nie dając widzowi szansy na myślenie, bądź własne interpretacje – gotowe wnioski zapisała na ekranie. 



W Miasteczku Twin Peaks, do którego Campion częściowo próbuje dosięgnąć, dziwacta były intrygujące lub rozbijające spoistość normatywną, tworzące nową jakość. Top of the lake nie jest niczym poza pustą formą  pełną utartych i przewidywalnych znaczeń. Kobieca przestrzeń? Paradise i kobiety (w różnym wieku) kąpiące się nago. Ich przewodniczka (Holly Hunter), poza wiekiem i częściowo poza płcią (ciałem), mówi na wdechu irytujące frazesy pokroju „wczuj się w swoje ciało, jest inteligentne”, „musisz cierpieć, kiedy dotrzesz do dna, odbijesz się”, „wyłącz mózg, włącz ciało”. Dalsze klisze: młoda policjantka, skonfliktowana z własną przeszłością, walczy z wiatrakami (złymi mężczyznami dzierżącymi władzę w instytucji, do której przynależą), ratuje ofiarę przemocy, tak naprawdę walcząc o oczyszczenie własnej przeszłości z zalegających tam niewyjaśnionych brudów. 

Wszystko więc już widzieliśmy, jeżeli dodamy do tego brak emocji kryminalnych, to otrzymujemy smętną i dość banalną opowieść o poszukiwaniu prawdy z dość irytującą główną bohaterką na czele. Nastój Top of the lake jest dość udany, muzyka i zdjęcia fenomenalnych i niepocztówkowych plenerów robią duże wrażenie, ale niestety niewiele więcej. Obietnica Campion-Hunter tym razem nie została spełniona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz