piątek, 30 sierpnia 2013

Killing 3

Jak ideologia podgryzła znakomity tytuł.


Z dramatu w skali mikro przechodzimy do skali makro. W pierwszych dwóch seriach towarzyszyliśmy rodzinie rozbitej tragedią zaginionej nastolatki. W trzecim sezonie poznajemy dziesiątki nastolatków, których zaginięciem nikt się nie interesuje. Żyją na ulicach, ćpają, prostytuują się. Noclegi próbują zdobywać na loteriach w kościelnych przytułkach. Policja ponosi same porażki. W więzieniach ostatnie chwile ludzi skazanych na śmierć definiują psychopatyczni strażnicy, a większość mężczyzn to pedofile i zboczeńcy. Witajcie w Seattle.

Linden odeszła z policji. Mieszka na wyspie, pracuje w straży nabrzeżnej i punkt od 17 ma już czas wolny. Ma także chłopaka, który niewiele wie o jej dawnym życiu. To dawne życiu wróci do niej samo, za sprawą zbliżającej się egzekucji Raya Sewarda – mężczyzny, którego kilka lat wcześniej aresztowała za zabójstwo żony – Trishy Seward. Linden zacznie węszyć, a kiedy rozpocznie się śledztwo w sprawie podobnie okaleczonych i zamordowanych nastolatek – zacznie łączyć fakty i wróci do policji. 

Potem już mamy papierosy, deszcz, szaro-stalowe nieprzyjazne miasto i ludzi snujących się po nim bez celu. Tradycyjnie dostajemy fałszywe tropy i wpadamy w pułapki. Linden i Holder popełniają błąd za błędem, z których przestają być w stanie się wygrzebać. Akcja toczy się wartko, a rosnące wciąż napięcie nie daje chwili odpoczynku. Sam finał okazuje się rozczarowujący, morderca słabo i zbyt ideologicznie umotywowany. Moc trzeciej serii wygasa w dziesiątym odcinku. Być może półtoragodzinny odcinek to za mało na wprowadzenie, opisanie i wyjaśnienie całej zbrodni, która – jak wiemy – nie jest przypadkiem (jak w poprzedniej serii), ale metodycznie przeprowadzaną operacją.

znakomita rola Petera Sarsgaarda jako skazanego na śmierć
Killing zdejmuje z rzeczywistości całuny jej ucywilizowania. Przypomina, że każdy dba o własny interes, że ludzie to drapieżne kreatury, a miasto jest dżunglą, w której prędzej można się zgubić niż uciec przed zagrożeniem. Odczarowuje świat unijnych norm, dzieci leczonych z ADHD i hipsterskich rozterek z Nowego Jorku. Uderza portretem uprocesowienia i akceptacji zła. Szlajające się po ulicach dzieci nie robią już na nikim wrażenia. Kara śmierci obarczona dziesiątkami korporacyjnych procesów. Nocleg dla bezdomnego  może zostać wylosowany w uprzedmiotawiającej loterii.

Oglądając trzeci sezon Killing wkraczamy w rzeczywistość, w której na nic nie można liczyć i nie ma nikogo, kogo można jeszcze poprosić o pomoc. Wszystkie instytucje zaufania publicznego zostały rozsadzone od środka. Porażkę ponosi także rodzina jako podstawowa instytucja mająca zapewnić bezpieczeństwo i spokój. Nikt tu nie ma normalnej rodziny. Nikt nie ma nawet wizji, jak normalna rodzina mogłaby wyglądać. Wszyscy są pokiereszowani i tylko takich pokiereszowanych świat rozbitych norm może przyjąć. Nie działa system publiczny, nie działa rodzina. Jeżeli przez chwilę działał system kościelny (Latarnia była jedynym miejscem łączącym dzieci z systemem), został rozbity.

W otchłani tej turpistycznej beznadziei jedynym jasnym punktem staje się relacja Linden i Holdera, którzy są jeszcze w stanie okazać sobie odrobinę ciepła. Ich szorstka, lecz jednocześnie pełna czułości i tkliwości relacja staje się bardziej dojrzała, staje się współodpowiedzialna za drugą osobę. Jest także jedynym definiującym ich „stan osobisty” związkiem. Wprawdzie na początku widzimy Linden z chłopakiem, a potem Holdera z dziewczyną, ale są to relacje bezbarwne i nie wprowadzające żadnej energii do opowieści.


Killing 3 komentuje także kryzys - obarczając władze o wszelką winę, zaniedbanie i fałszywość systemu, który zamiast pomagać szkodzi, a w dodatku generuje kolejne zło (pracownik opieki społecznej wykorzystujący podopiecznego). Kilka razy słyszymy "system nie działa", "w ostatnich latach zamknięto kilka klinik całodobowych" - w domyśle więc za decyzje oficjeli płacą najsłabsi. Zawodzą wszyscy. Życie seattle’owskiej młodzieży przywodzi skojarzenia z berlińskimi Dziećmi z Dworca ZOO. Tylko że tamta historia działa się 40 lat temu. Zanim USA i Unia Europejska zaczęły rozważać zakaz sprzedaży dużych napojów gazowanych i cienkich papierosów ze względu na ich wysoką szkodliwość społeczną.


Trzeci sezon niebezpiecznie skręcił w stronę potwierdzania zbrodni ideologią. Winny zbrodni jest system. W poprzednich dwóch sezonach winny zbrodni był przypadek, ludzki błąd, egoizm, abstrakcyjnie pojmowana wina. Wina, która może dotknąć każdego i niszczy wszystko dookoła. Zło przyszło znikąd, ale zadomowiło się i zostało. W trzecim sezonie zło się racjonalizuje, uzasadnia, wskazuje winnego - normatywność - jako siedlisko zła, nikczemności i obłudy. W brudnych, wytatuowanych dzieciach widzimy więcej dobra niż w WASPach* - akceptowanych, dobrze wychowanych i ubranych. Trochę szkoda, ze opowieść posługuje się chwilami tak nachalną retoryką, która momentami staje się zwyczajnym nagabywaniem. 



* symbolem tego WASPowania staje się np. ubranie - Holder w eleganckim płaszczu idiocieje, kiedy wraca do bluzy z kapturem od razu zachowuje się normalnie. Nawet wąsato dowcipny Reddick staje się sensowniejszy, kiedy zdejmuje krawat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz