Jak ideologia podgryzła znakomity
tytuł.
Z dramatu w skali mikro
przechodzimy do skali makro. W pierwszych dwóch seriach towarzyszyliśmy rodzinie
rozbitej tragedią zaginionej nastolatki. W trzecim sezonie poznajemy dziesiątki
nastolatków, których zaginięciem nikt się nie interesuje. Żyją na ulicach,
ćpają, prostytuują się. Noclegi próbują zdobywać na loteriach w kościelnych
przytułkach. Policja ponosi same porażki. W więzieniach ostatnie chwile ludzi
skazanych na śmierć definiują psychopatyczni strażnicy, a większość mężczyzn to
pedofile i zboczeńcy. Witajcie w Seattle.
Linden odeszła z policji. Mieszka
na wyspie, pracuje w straży nabrzeżnej i punkt od 17 ma już czas wolny. Ma
także chłopaka, który niewiele wie o jej dawnym życiu. To dawne życiu wróci do
niej samo, za sprawą zbliżającej się egzekucji Raya Sewarda – mężczyzny,
którego kilka lat wcześniej aresztowała za zabójstwo żony – Trishy Seward. Linden
zacznie węszyć, a kiedy rozpocznie się śledztwo w sprawie podobnie okaleczonych
i zamordowanych nastolatek – zacznie łączyć fakty i
wróci do policji.
Potem już mamy papierosy, deszcz, szaro-stalowe nieprzyjazne miasto i ludzi snujących się po nim bez celu. Tradycyjnie dostajemy fałszywe
tropy i wpadamy w pułapki. Linden i Holder popełniają błąd za błędem, z których
przestają być w stanie się wygrzebać. Akcja toczy się wartko, a rosnące wciąż napięcie nie daje chwili odpoczynku. Sam finał okazuje się rozczarowujący,
morderca słabo i zbyt ideologicznie umotywowany. Moc trzeciej serii
wygasa w dziesiątym odcinku. Być może półtoragodzinny odcinek to za mało na
wprowadzenie, opisanie i wyjaśnienie całej zbrodni, która – jak wiemy – nie jest
przypadkiem (jak w poprzedniej serii), ale metodycznie przeprowadzaną operacją.
![]() |
znakomita rola Petera Sarsgaarda jako skazanego na śmierć |
Killing zdejmuje z rzeczywistości
całuny jej ucywilizowania. Przypomina, że każdy dba o własny interes, że ludzie
to drapieżne kreatury, a miasto jest dżunglą, w której prędzej można się zgubić niż
uciec przed zagrożeniem. Odczarowuje świat unijnych norm, dzieci leczonych z
ADHD i hipsterskich rozterek z Nowego Jorku. Uderza portretem uprocesowienia i akceptacji zła. Szlajające się po ulicach dzieci nie robią już na nikim wrażenia. Kara śmierci obarczona
dziesiątkami korporacyjnych procesów. Nocleg dla bezdomnego może zostać wylosowany
w uprzedmiotawiającej loterii.
Oglądając trzeci sezon Killing
wkraczamy w rzeczywistość, w której na nic nie można liczyć i nie ma nikogo, kogo można
jeszcze poprosić o pomoc. Wszystkie instytucje zaufania publicznego zostały
rozsadzone od środka. Porażkę ponosi także rodzina jako podstawowa instytucja mająca zapewnić bezpieczeństwo i spokój. Nikt tu nie ma normalnej
rodziny. Nikt nie ma nawet wizji, jak normalna rodzina mogłaby wyglądać.
Wszyscy są pokiereszowani i tylko takich pokiereszowanych świat rozbitych norm
może przyjąć. Nie działa system publiczny, nie działa rodzina. Jeżeli przez
chwilę działał system kościelny (Latarnia była jedynym miejscem łączącym dzieci
z systemem), został rozbity.
W otchłani tej turpistycznej
beznadziei jedynym jasnym punktem staje się relacja Linden i Holdera, którzy są
jeszcze w stanie okazać sobie odrobinę ciepła. Ich szorstka, lecz jednocześnie
pełna czułości i tkliwości relacja staje się bardziej dojrzała, staje się
współodpowiedzialna za drugą osobę. Jest także jedynym definiującym ich „stan
osobisty” związkiem. Wprawdzie na początku widzimy Linden z chłopakiem, a potem
Holdera z dziewczyną, ale są to relacje bezbarwne i nie wprowadzające żadnej
energii do opowieści.
Killing 3 komentuje także kryzys - obarczając władze o wszelką winę, zaniedbanie i fałszywość systemu, który
zamiast pomagać szkodzi, a w dodatku generuje kolejne zło (pracownik opieki społecznej
wykorzystujący podopiecznego). Kilka razy słyszymy "system nie działa", "w ostatnich latach zamknięto kilka klinik całodobowych" - w domyśle więc za decyzje oficjeli płacą najsłabsi. Zawodzą
wszyscy. Życie seattle’owskiej młodzieży przywodzi skojarzenia z
berlińskimi Dziećmi z Dworca ZOO. Tylko że tamta historia działa się 40 lat temu. Zanim
USA i Unia Europejska zaczęły rozważać zakaz sprzedaży dużych napojów gazowanych
i cienkich papierosów ze względu na ich wysoką szkodliwość społeczną.
Trzeci sezon niebezpiecznie skręcił
w stronę potwierdzania zbrodni ideologią. Winny zbrodni jest system. W
poprzednich dwóch sezonach winny zbrodni był przypadek, ludzki błąd, egoizm, abstrakcyjnie
pojmowana wina. Wina, która może dotknąć każdego i niszczy wszystko
dookoła. Zło przyszło znikąd, ale zadomowiło się i zostało. W trzecim sezonie
zło się racjonalizuje, uzasadnia, wskazuje winnego - normatywność - jako
siedlisko zła, nikczemności i obłudy. W brudnych, wytatuowanych dzieciach
widzimy więcej dobra niż w WASPach* - akceptowanych, dobrze wychowanych i ubranych. Trochę szkoda, ze opowieść posługuje
się chwilami tak nachalną retoryką, która momentami staje się zwyczajnym
nagabywaniem.
* symbolem tego WASPowania staje się np. ubranie - Holder w eleganckim płaszczu idiocieje, kiedy wraca do bluzy z kapturem od razu zachowuje się normalnie. Nawet wąsato dowcipny Reddick staje się sensowniejszy, kiedy zdejmuje krawat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz