Znowu był Wiedeń, już niby dawno
i nieprawda, ale szkoda, żeby kilka ciekawych spraw umknęło. Wiedeń oczywiscie
znów piękny, elegancki, trochę egzotyką owiany z powodu napływających, razem z
zimową porą, Rosjan. Weekendowe tłumy na Kärtner Strasse i Graben jak zawsze nie
do zniesienia, a metro bardziej czyste niż zazwyczaj (na Stephansplatz już nie
śmierdzi!).
![]() |
Gottfried Helnwein |
W czołówce tegowiedniowych wrażeń
pozostaje wielka wystawa Gottfrieda Helnweina w Albertinie (w tym samym czasie,
w niewielkiej galerii fotografii –Preiss Fine Arts - także można było zobaczyć
prace Helnweina, m.in. portrety Burroughsa, Bukovskiego czy M. Mansona).
Malarz koncentruje się na portretowaniu dzieci poddawanych przemocy lub ową przemoc generujących. Są więc cykle dziewczynek w jasnych ubraniach skąpanych
we krwi, odrażające, horroryczne kilkulatki z powykrzywianymi twarzami, czy martwe dziecko z buzią w talerzu (tu
Helnwein zapuszcza się z twórczością w historię Niemiec – podczas II wojny
światowej, żydowskie, lub też po prostu nie-aryjskie dzieci były często otruwane
podczas posiłków). Dziecko odbiega od mainstreamowych niewinnych portretów kilkulatków, stając się zbrukane przemocą, której doświadcza, niejednokrotnie staje się równie przerażające jak sama narracja agresji w obrazie. Przemoc jest tu aktem przeciwko kulturze i przeciwko widzowi, teoretycznie przyzwyczajonemu do zapośredniczonych przez media obrazów przemocy.
![]() |
Osterwetter, 1969 |
Zdecydowanie mniej emocji (chyba
że tych związanych z krążeniem po mieście w deszczu) zakosztowałam zwiedzając
maleńkie (znane już po Vienna Gallery Weekend) miejskie galerie. Tym razem
zjednoczenie sił odbyło się pod szyldem Vienna Art Fair, z której to okazji w
galeryjkach odbywały się wernisaże, a po mieście krążyli łowcy artystów i dzieł
sztuki. Można było obejrzeć prace zarówno rozpoczynających swoją karierę
artystów jak i tak uznanych i „drogocennych” jak Herbert Brandl czy Mel Ramos (ceny jego prac dochodzą do kilkuset tysięcy euro).
Mel Ramos |
Niezmiennym punktem każdego
wyjazdu jest oczywiście Mumok (w czwartki po 18 wejście za 5euro), a tam czekał
Albert Oehlen i jego wspaniałe kolażowe prace z wykorzystaniem supermarketowych
komunikacji. W obrazy wplecione są moduły gazetkowe, bilboardowe z prezentacją
konkretnych produktów czy innych bezpośrednich ofert dla klientów. Z
oczywistych względów, razem z A. Svatek i A. Magrot zajmuje więc obecnie
czołowe miejsce wśród moich korporacyjnych ulubieńców. Korporacyjne klimaty
były zresztą tym razem dość intensywnie reprezentowane, a to za sprawą „The
personal effect of Kim Dotcom” Simona Denny’ego. Na wystawie widzimy przedmioty
skonfiskowane przez policję podczas aresztowania szefa Megauploadu (i głównych
zarządzających): kilkanaście telewizorów plazmowych, motor, potężne szafy/sejfy
na gotówkę).
Albert Oehlen |
Wisienką na torcie tej wizyty w MuseumsQuartier było znakomite video Casting Omera Fasta. Fast jest cenionym
twórcą video, jego najnowsza praca Everything that rises must Converge została zaprezentowana w październiku.
Casting z 2007 roku to video czterokanałowe, wyświetlane po dwa ekrany – jedne „na
plecach” drugich - łączy wspólny dźwięk. Jest to opowieść, rozmowa żołnierza
(weterana z Iraku) z twórcą. Na jednej stronie widzimy wywiad w wersji oryginalnej – żołnierz w kraciastej koszuli, obaj rozmówcy siedzą w fotelach, niewiele się
dzieje. Na pozostałych dwóch ekranach widzimy inscenizację opowieści
żołnierza w formie filmu. Można obejrzeć po kolei obie wersje i dokładnie
zanalizować, co inscenizacja do czystej narracji dodaje, co wzbogaca, co się
zmienia, kiedy w dyskurs wchodzi „film”. Cały film jest przepięknie
zrealizowany w formie niemal statycznych ujęć. Obraz nie zostaje tu przetworzony, ale widz,
przez pewien czas, ma wrażenie, że obraz w jednym (lub obu) kadrze jest
zatrzymany, kiedy na drugim pojawia się ruch.
[prace Omera Fasta można obejrzeć na stronie jednej z reprezentujących go agencji artystycznych]
Na koniec jeszcze smutna
refleksja o moim ukochanym wiedeńskim miejscu. Miejscu, w którym można było
schronić się przed najgorszą pogodą, w ciszy i spokoju pobyć, pokontemplować i
w dodatku nie wydawać na to pieniędzy. Ursula Blickle Videolounge. Już pisałam,
że Ursula została
eksmitowana z Kunsthalle. Obecnie kuratelę nad archiwum sprawuje Belweder i niestety boryka
się ze złą organizacją, tak więc obecnie można już uznać miejsca za obumarłe. Bardzo
miłe panie z obsługi polecają korzystanie ze strony internetowej,
gdzie po uprzednim zarejestrowaniu można oglądać filmy. Tylko, że filmów na
razie dostępnych jest ok. 200, co przy dawnych zasobach UBV brzmi dość
żałościwie. Niestety, jak widać prawnicy wszędzie popełniają błędy, a w tym
przypadku popełnili tak kardynalne, że po przeniesieniu siedziby UBV konieczne
jest podpisanie nowych umów z każdym artystą. Tak więc szczerze wątpię, aby
kiedykolwiek archiwum udostępniało tak dużo filmów, jak jeszcze ponad rok temu.
Czasy intymnych seansów, w towarzystwie kawy z automatu za 90centów odeszły w przeszłość.
I teraz już nie mam co robić z
drobnymi. Wróciłam do Polski z kilogramem mikrocencików, których nigdzie nie
wypada wydać. Ani w knajpie, ani w sklepie, ani w muzeum. Do tego też służyła
Ursula.
[*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz