Czyli Wrocław odsłona 2.
Tegorocznym gościem
głównym i rezydentem festiwalu Electronica Nova był Thierry De Mey – kompozytor, twórca
filmów, pasjonat i obserwator sztuki tańca i choreografii. Poetyka ruchu,
dynamika i znaczenie gestu tworzą mikroświat i język twórczości De Mey’a. To co mnie szczególnie urzekło u De Mey’a to eksploatacja
przestrzeni. Ta przestaje pełnić w jego filmach rolę tła i scenerii, a staje się samodzielnym, tworzącym
narrację elementem. De Mey w pełni korzysta z warunków naturalnych, w których filmuje –
nie ingeruje w przestrzeń, przetwarza ją
za pomocą dynamiki ruchu, kadrowania i montażu. Taniec i bohaterowie stają się częścią przestrzeni, w której toczy się opowieść, De Mey nie buduje sceny i spektaklu, tworzy świat jednorodny (pięknie to można obserwować np. w kolorystyce każdego z filmów).
W Love sonnets z 1993 – przy dźwiękach klawesynowych
Scarlattiego tancerze opowiadają siedem
sonetów miłosnych, ciało i ruch zastępują słowa, choć i te pojawiają się w
filmie – wypowiadane zazwyczaj przez bohatera patrzącego prosto w kamerę. Słowo staje się więc komunikatem wypchniętym poza naturalną filmowość dzieła, staje się sceniczne, obce, pełni raczej rolę przecinka, interludium w opowiadanej ruchem - tancerzy i kamery - narracji. Przestrzeń w Love sonnets to świat pozornie martwy. Stara kopalnia soli, fabryka cegieł, tereny opustoszałe, surowe, pozbawione zieleni. Jak podkreślił sam autor,
jednym z założeń filmu było zrealizowanie go w naturze, lecz właśnie bez
zieleni. I rzeczywiście zielonego koloru lub jakichkolwiek roślin w filmie nie
zobaczymy. Cały czas jesteśmy w świecie wymarłym – w naturze, lecz naturze oksymoronicznej, bo pozbawionej tego, co głównie ją konstytuuje.
Jedyne życie wprowadzają tancerze i…owce, które czasem spacerują w kadrze,
rozbijając nieco powagę i doniosłość całego zdarzenia.
Jeszcze skuteczniej wykorzystano i przetworzono warunki
naturalne w czarnobiałym Dom Svobode, w którym tancerze zawieszeni są na linach
przytwierdzonych do górskiego klifu. Choreografia i kadrowanie manipulują
perspektywą – dzięki temu, że film (wyjątkowo) jest dość krótki (6min) deprywacja sensoryczna nie do końca zdąży osadzić się w głowie widza.
Thierry De Mey poza scenerią naturalną we wspomnianych
powyżej filmach, korzysta też z przestrzeni
(post)industrialnych (tu już był wstęp w Love sonnets). Najlepszym tego potwierdzeniem są Rosas danst Rosas filmuje tancerki w dawnej szkole technicznej w Leuven (proj. Henry van de Velde).
Martwy budynek, popękane szkła, puste i majestatyczne
przestrzenie tworzą nie tylko fenomenalne tło dla rytmów wybijanych ciałem, ale i sam tym rytmem jest - w strukturze okien, kolumn, kafelków. Geometria i architektura budynku zostają do granic
wyeksploatowane zarówno narracyjnie (przechodzenie między pomieszczeniami,
zmiana pomieszczenia jako zmiana komunikacyjna), jak i estetycznie (fenomenalna sekwencja
z filmowaniem korytarza po przeciwległej stronie podwórka). Mamy wrażenie szkatułkowości przestrzeni docierając w każdej kolejnej sekwencji do zupełnie nowych miejsc, wizualnym mastersztykiem jest także gra świateł w przeszklonej szkole Velde'go, które jego zmiany pięknie absorbuje i podkreśla, a to jest przecież jeden z podstawowych elementów Rosas (opowieść jest budowana harmonijnie z upływem czasu - zmiany sekwencji tanecznych i przestrzennych pozostają spójne ze zmieniającą się porą dnia i nocy).
Film De Mey’a jest skróconą wersją przedstawienia o tym
samym tytule, powstałego w 1983 roku.Wielokrotnie nagrodzone i emitowane w telewizji Rosas żyją już własnym życiem. Stały się
nawet przedmiotem sporu o granice prawa autorskiego i prawa do cytatu, gdy w
2011 roku Beyonce powtórzyła choreografię z Rosas w teledysku do Countdown (https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=2XY3AvVgDns#t=151
– popatrzcie od 2:30).
A dwa lata temu, dokładnie w 30 rocznicę premiery,
ruszył The fABULEUS Rosas Remix Project, który zachęcał internautów do
samodzielnego wykonania fragmentów spektaklu. Z tej feerii wrażeń, rytmów i
ruchów powstało takie coś:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz